nasze media MGN 05/2024

Krzysztof Błażyca

dodane 25.04.2024 13:32

Hulanie po Afryce

Dwa tysiące kilometrów w miesiąc. Dziennie około stu. Od świtu do zmierzchu na... hulajnodze.

To kolejna wyprawa Do-minika Wieczorkiewicza. – Tak już od jedenastu lat hulam, nie licząc wycieczek na hulajnodze z czasów dzieciństwa – śmieje się. Z zawodu jest leśnikiem, z pasji podróżnikiem i autorem książek dla dzieci, w których opisuje swoje niezwykłe wyprawy.

Najpierw powstała „Hulajnogą przez Szczęśliwą Arabię”. W tej podróży towarzyszył Panu Dominikowi pluszowy miś wspierający organizację dobroczynną. Przehulał wtedy przez Arabię Saudyjską, Bahrajn, Oman i Zjednoczone Emiraty Arabskie. – Chciałem pokazać piękno świata arabskiego, ludzi tam żyjących, ich gościnność i przyjaźń. Arabia jest tajemnicza, pachnąca kadzidłem i orientem, owiana legendami, taką właśnie opisuję w książce – dodaje.

Później światło dzienne ujrzał zbiór opowiadań „Hulajnogą przez Smoczą Wyspę”, gdzie podróżnik hulał po Sokotrze, należącej do Jemenu. – To niezwykła wyspa, ale trudno dostępna dla turystów z powodu konfliktów w rejonie – mówi pan Dominik. – Widziałem tam drzewa smocze, butelkowe i koperkowe. Płynąłem łajbą, której nie powstydziłby się Sindbad Żeglarz i co najważniejsze zaprzyjaźniłem się z Jemeńczykami.

W kwietniu wyruszył w kolejną podróż, aby po powrocie do Polski napisać trzecią książkę pt. „Hulajnogą przez Afrykę”.

Dokoła jeziora

Tegoroczna przygoda wiedzie przez Malawi, Mozambik i Tanzanię. To kolejna hulana wyprawa do krajów Afryki. – Odkąd w 2019 roku pierwszy raz postawiłem nogę, a raczej hulajnogę, na Czarnym Lądzie, nieustannie ciągnie mnie do powrotu. Tak to jest z Afryką, że jak ktoś raz pojedzie, zawsze chce wrócić – śmieje się. Podczas ostatniej wyprawy razem z kolegą Piotrem hulali przez Ugandę, Rwandę, Burundi i Kenię. – To było jakieś tysiąc kilometrów. Prawie osiemset przebiegało między jeziorami Wiktorii i Tanganiką, czyli największymi jeziorami Afryki – wspomina. Tamta wyprawa przypadła w czasie 150. rocznicy śmierci doktora Davida Livingstone’a, słynnego szkockiego misjonarza, który w połowie XIX wieku badał nurt rzeki Zambezi (szukajcie w „Śladach wielkiego doktora” w MGN 04/2023). – My dotarliśmy nad rzekę Mugere pod Bużumburą w Burundi. Livingstone wraz z Henrym Mortonem Stanleyem dotarli tam jako pierwsi biali – mówi. Oczywiście dwóch Polaków na hulajnogach wzbudzało niemałe zaciekawienie wśród ludzi. Gdy w Kenii dohulali do miejscowości Kisumu, niedaleko granicy z Ugandą, Pan Dominik zorganizował nawet afrykańską szkołę… jazdy na hulajnodze.

Zwierząt się nie boję

Podróżnik jeździ na hulajnodze z napędem nożnym. – Moja hulajnoga ma duże rowerowe koła, kondycji mi nie brakuje – przyznaje. – Dużo trenuję, więc czuję się silny, dam radę. Teraz właśnie przyszedł czas na prawdziwe hulanie – mówi. – Plan jest taki, by w ciągu miesiąca okrążyć dziewiąte na świecie, pod względem wielkości, jezioro Malawi (lokalna nazwa – Nyasa). To dwa tysiące kilometrów bezdroży, malowniczych plaż, stromych klifów i, mam nadzieję, niezliczona ilość ludzkich uśmiechów – mówi. Część trasy, jaką do przejechania ma Pan Dominik to drogi, część wiedzie przez góry. No i są też rzeki, w których nie brak krokodyli. – Ale zwierząt się nie boję – uśmiecha się przyrodnik. – To wyprawa w dobrym stylu, czyli spanie w namiocie albo w miejscowych chatach i zachwycanie się światem przyrody. Ja nie jeżdżę wyczynowo – dodaje. – Lubię posiedzieć ze spotkanymi ludźmi, porozmawiać o życiu, o świecie. Tym razem najbardziej interesuje mnie problem wycinki lasów Malawi – mówi leśnik. – Wstaję bardzo wcześnie i jadę, od świtu do zmierzchu. Kiedyś w Etiopii jechałem w nocy i napadli mnie jacyś ludzie. Było to dość dotkliwe. Od tamtej pory zawsze staram się znaleźć miejsce na biwak przed zmrokiem.

Bagaż na widelcu

Jak się spakować na taką trasę? – pytam. Przecież hulajnoga to nie rower, nie ma bagażnika... – Sakwy z bagażem przyczepiam do widelca, czyli pionowej rury, która łączy ze sobą kierownicę, deck (podest) i przednie koło hulajnogi. Mam ze sobą namiot, dmuchany materac, prześcieradło, kuchenkę, worki na śmieci i inne potrzebne drobiazgi. Mam nawet apteczkę z lekami przeciwmalarycznymi, przeciwbólowymi, bandaże, koc życia – wylicza. I oczywiście elementy zapasowe do hulajnogi w przypadku awarii – pompkę, dętki, klucze, torxy (śrubokręty), trytytki (opaski zatrzaskowe), tarczę, dwie pary klocków hamulcowych, awaryjny hamulec szczękowy, oponę zwijaną. A przede wszystkim, do sakw upycham na każdą wyprawę, dobry humor – śmieje się podróżnik. No i jeszcze jedzie ze mną... szary, pluszowy wilk. Do Polski planuje wrócić w połowie maja. Szczęśliwego hulania, Panie Dominiku!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..