dodane 16.04.2015 11:08
W młodości irytowały mnie pulchne aniołki, nadskakujące zazwyczaj Panu Bogu albo świętym w okolicach ołtarzy.
Teraz zresztą też mnie irytują, ale to już nie jest tak jak w młodości. Niemniej jednak szanuję te aniołki, bo zazwyczaj są zabytkowe, a więc starsze ode mnie. Nie mogę też się rzucać, że anioły tak nie wyglądają, bo ja nie wiem, jak wyglądają. Prawdopodobnie w ogóle nie wyglądają, bo są duchami, ale jednak gdy się ludziom pokazują (na przykład przy pustym grobie po zmartwychwstaniu Pana Jezusa), to jakiś wygląd przybierają, żeby ludzie je w ogóle mogli zobaczyć. W Biblii nieraz o czymś takim czytamy, ale nigdzie nie jest napisane, żeby to były pulchne odpowiedniki amorków. Częściej są to „młodzieńcy” – i gdy spotykają się z ludźmi, to raczej bez skrzydeł. Skrzydła u aniołów pojawiają się w wizjach proroków albo u cherubów wyrzeźbionych na Arce Przymierza. Pewnie dlatego jakoś tak się utarło, że aniołowie obowiązkowo mają skrzydła, tak jak Chuck Norris kapelusz. No i na tym obrazie, który tu widzicie, aniołowie mają skrzydła, ale poza tym, moim zdaniem, wyglądają całkiem przyzwoicie. Mnie przynajmniej w żadnym stopniu nie irytują i dlatego myślę, że stanowią sensowną ilustrację do obrazu „Królowa Aniołów”. Bo tak się nazywa ten obraz. Jego istotą nie są oczywiście aniołowie tylko Maryja z małym Jezusem, ale aniołowie grają tu jakąś rolę. Pokazują, na ile ludzka wyobraźnia może to wyrazić, uwielbienie, jakim istoty niebiańskie otaczają Jezusa i Jego Matkę.
A człowiek, który to wyraził w tym wypadku, nazywa się William-Adolphe Bouguereau. To był Francuz, którego życie przypadło na większość wieku XIX, a w sztuce to był czas, w którym dominował tzw. akademizm. Nazwa wzięła się od akademii – bo właśnie na uczelniach artystycznych uczono takiego malowania: realistycznego, najczęściej o tematyce historycznej, religijnej albo mitologicznej. Akademiści malowali perfekcyjnie, ale nie lubili eksperymentów w sztuce, dlatego bardzo się gniewali na impresjonistów, którzy skupiali się na przeżyciu i nie dbali o precyzyjne przedstawienie obiektu zainteresowania. A tak się stało, że symbolem akademizmu został właśnie Bouguereau. Jego obrazy są bardzo dobre pod względem kompozycji i znakomicie dopracowane. W czasach gdy tworzył, był niezwykle ceniony. W XX wieku akademizm stracił na znaczeniu, więc i Bouguereau poszedł w zapomnienie. Po latach jednak, gdy abstrakcje i inne pomysły artystów zmęczyły ludzi i gdy już nawet „krytycy sztuki” nie byli im w stanie wmówić, że dobry artysta to ten, którego malowania nie rozumiemy, akademiści zaczęli wracać do łask. Dziś Bouguereau jest znów ceniony, a dzięki internetowi coraz bardziej znany i podziwiany. Szczególnie podobają się ludziom jego kompozycje związane z tematyką religijną, a tych było dużo. „Królowa Aniołów” to jedna z nich. Być może ktoś uzna, że aniołowie otaczający Maryję i Jezusa wyglądają zbyt słodko, wręcz cukierkowo, ale to kwestia gustu. Ja, gdy oglądam ten obraz, przypominam sobie te okropne aniołki-amorki i zaraz mi się tu wszystko podoba. Tu jest niemal liturgiczne dostojeństwo. Maryja z Dzieciątkiem wygląda, jakby właśnie wstała z tronu, podobnie jak wstaje się na Mszy podczas okadzania. Tu zresztą właśnie trwa takie okadzanie – w wykonaniu klęczących u dołu aniołów. Według mnie atmosfera tego obrazu dobrze pasuje do klimatu nabożeństw majowych – a ponieważ maj nadchodzi, postanowiłem przybliżyć Wam właśnie ten obraz. Myślę, że większości z Was się spodoba. Fałszerstw jest osiem.
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|