nasze media Mały Gość 12/2024

dodane 20.08.2012 10:17

Budowla z sufitu

Andrea Pozzo (1642-1709), Tryumf św. Ignacego

Nnno! Panika, co? Ha! Doigraliście się! Zapewniam, że wszystkie fałszerstwa są widoczne bez lupy, ale wzrok gubi się w szczegółach. I bardzo dobrze! I o to chodzi! Nie będziecie marudzić, że za łatwe. A swoją drogą przyznacie, że obraz robi wrażenie sam w sobie? Bo też po to został namalowany, a uczynił to niejaki Andrea Pozzo. Czyta się „pocco”, bo to był Włoch. Poza tym, że był Włochem, to był jeszcze architektem, matematykiem, geometrą, malarzem – i to wszystko widać w tym obrazie. Na dokładkę był także jezuitą i tego niby nie widać. Piszę „niby”, bo i to da się wywnioskować choćby z tematu tego dzieła. Nazywa się ono bowiem „Tryumf św. Ignacego Loyoli”, a Ignacy jest założycielem jezuitów i ich najważniejszym świętym.

Malowidło można podziwiać w rzymskim kościele tegoż świętego. A właściwie trzeba je podziwiać, bo coś takiego po prostu rzuca na kolana, pod warunkiem, że będziecie patrzeć w górę, na sufit. Zamiast sufitu zobaczycie niebo. W tym cały geniusz malowidła, bo Andrea Pozzo był mistrzem tak zwanego malarstwa iluzjonistycznego. Wiadomo, co to jest iluzja – coś w rodzaju złudzenia. Komuś obecnemu w tym kościele wydaje się, że świątynia jest o wiele wyższa, a w dodatku nie ma dachu. Co więcej, wygląda na to, że w górnej części kościoła fruwają różni święci, aniołowie i inne postacie. W centrum, na obłoku, widać świętego Ignacego, a jeszcze nieco wyżej unosi się z krzyżem Jezus. Wszystko wygląda nadzwyczaj prawdziwie i nie bardzo wiadomo, gdzie kończy się architektura, a gdzie zaczyna malarstwo.

Tu właśnie przydały się wszystkie specjalności Andrei. Zanim zabrał się do malowania, dokonał szczegółowych obliczeń. Pod sklepieniem rozwiesił siatkę ze sznurków, która pomogła mu określić perspektywę. W tej perspektywie przedłużył na niby prawdziwe kolumny, przez co wydaje się, że zwieńczenie kościoła niemal sięga chmur. Napisałem, że to rzuca na kolana. Prawda, ale najlepiej, żeby rzuciło was w odpowiednich miejscach, gdzieś w centrum, bo nie z każdego punktu wrażenie jest równie silne. Jeśli obserwator stoi gdzieś z boku, pod ścianą, wtedy perspektywa nie będzie właściwa i efekt będzie mniejszy. Taka jest natura rzeczy malowanych, że nie są trójwymiarowe, a jeśli takie udają, wtedy ważne jest miejsce, z którego się patrzy.

Kościół św. Ignacego miał mieć też kopułę, ale zaprotestowali dominikanie z sąsiedztwa, że z tego powodu ich biblioteka straci dostęp do światła. Andrea Pozzo namalował więc w odpowiednim miejscu wnętrze kopuły i załatwione. Kiedy jesteś w środku, widzisz kopułę, choć naprawdę jej nie ma. Wyszło dużo taniej, a ciekawiej, bo prawdziwe kopuły wszyscy widzieli, natomiast udawanej nie. Barok często kojarzy się ludziom z przesadą, tłustymi aniołkami i wydziwianymi kształtami. Zapewniam was jednak, że rzymski kościół św. Ignacego pozwala zmienić zdanie o baroku. Życzę udanych wakacji wypełnionych bez reszty szukaniem moich siedmiu fałszerstw.