dodane 25.01.2012 09:21
Jan Breughel Starszy (1568–1625), „Wizja św. Huberta”, Museo del Prado, Madryt
Klęczy myśliwy przed jeleniem. Dziwne. Gdyby był „ekologiem”, toby go jeszcze można było zrozumieć. Albo gdyby jeleń był świętą krową, a człowiek Hindusem. Ale myśliwy? No chyba, że się modli o dobry strzał. Ale nic na to nie wskazuje, zwłaszcza że strzelać – poza oczami – za bardzo nie ma czym. Nie wygląda też, jakby widział w zwierzęciu szynkę, kiełbasy, wątróbkę z cebulką albo i bez (co jak co, ale bzu na pewno w nim nie widzi). Mało tego – nawet psy nie wykazują ochoty do gonitwy za tym jeleniem, choć taki dorodny, a w dodatku stoi blisko i nie ucieka. W normalnych warunkach powinny stracić pracę. To jednak nie są normalne warunki. Jeleń też nie jest normalny, co jednak nie znaczy, że jest nienormalny. To jest jeleń nadzwyczajny, a ta nadzwyczajność bierze się z krzyża, który widnieje między jego rogami. Widnieje tak sobie, bo słabo go widać, ale Hubert go dostrzegł. Bo ten pan to św. Hubert, patron myśliwych. On jeszcze wtedy nie miał pojęcia, że jest święty. Zresztą zdecydowanie wtedy jeszcze nie był. A kim był? Ano, był frankońskim księciem (chodzi o państwo Franków) we wczesnym średniowieczu.
Jan Breughel Starszy (1568–1625)
Zabawowy facet
Tradycja mówi, że był tak zapalonym myśliwym, iż wybrał się na polowanie w Wielki Piątek. Było to w Ardenach (to takie góry w Belgii) w roku 695. Książę zachował się bardzo niestosownie, bo przynajmniej w taki dzień chrześcij anin powinien powstrzymać się od rozrywek. I wtedy stało się coś, co zmieniło życie Huberta. W pewnym momencie zobaczył to, co na obrazku (no niezupełnie, bo siebie nie zobaczył), czyli jelenia, który nie uciekał. Hubert już chciał go zabić, gdy nagle ujrzał krzyż i usłyszał głos dobiegający z nieba. Głos mówił, że tak wielkie zamiłowanie do rozrywek przeszkadza Hubertowi w osiągnięciu zbawienia. Hubert buch na kolana (a przynajmniej jedno) i wziął się do modlitwy.
Od tej pory wszystko się zmieniło. Hubert zaczął zajmować się głoszeniem Chrystusa, i to tak aktywnie, że został biskupem Maastricht (dziś w Holandii). Musiał się rzeczywiście mocno angażować, bo nie minęło wiele czasu, gdy ogłoszono go świętym. Ale, oczywiście, najpierw umarł. A potem został patronem myśliwych. Stał się bardzo popularny i popularność ta trwa do dzisiaj. Stąd też całkiem sporo obrazów mu poświęcono. Zrobił to też Jan Breughel starszy, zwany Aksamitnym – autor tego obrazu. A właściwie współautor, bo malował go do spółki z Rubensem, ale Breughel miał tam „pakiet większościowy”. Namalował jelenia, krajobraz, ułożył całą kompozycję. Rubens natomiast namalował Huberta. Styl Rubensa jest bardzo charakterystyczny, więc łatwo to zauważyć – pod warunkiem, że się zna jego obrazy.
Starszy, bo starszy
A dlaczego Jana Breughela starszego nazywa się „Aksamitnym”? Najpierw odpowiem na pytanie, którego nie zadałem, to znaczy dlaczego nazywamy go starszym. No cóż, niektórzy mówią, że mężczyzna jest stary dopiero gdy leży trzy dni w grobie, a on już tam leży od 1625 roku. No to już trochę stary jest, sami przyznacie. A on jest nie tylko stary, bo nawet „starszy”. Znaczy to, że musi być jakiś Jan Breughel Młodszy. Brawo! Zgadliście. To jego syn. Natomiast jego brat Pieter był od niego starszy, ale ten z kolei był młodszy od swojego ojca, dlatego nazywał się „Młodszy”, a ojciec „Starszy”. Dobra, już sam się w tym gubię. W każdym razie oni wszyscy byli znakomitymi malarzami. To teraz jeszcze, dlaczego ten nasz był „Aksamitny”. A dlatego, że malował tak „gładko”, miękko, może nawet słodko. Aksamitnie po prostu. I tyle. Szukajcie fałszerstw, a jest ich 11. Macie na to całe wakacje. Powodzenia!
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|