dodane 08.08.2024 13:25
Carl Bloch (1834 - 1890), „Zaparcie się Piotra”, kaplica zamku Frederiksborg, Dania
Pewnie myślicie, naiwni, że za poniższy obraz zabrałem się z powodu tematu, jaki podejmujemy w tym numerze, co? Macie rację – właśnie dlatego. Bo obraz nazywa się „Zaparcie się Piotra”. Na chłopski rozum powinien się nazywać „Zaparcie się Jezusa”, bo to właśnie Jego Piotr się zaparł, ale cóż. To są pułapki języka polskiego, nie duńskiego. Bo jak się po duńsku powie „Zaparcie się Piotra”, to od razu wiadomo, kto kogo się zaparł. Tak sobie myślę, ale na pewno tego nie wiem, bo nie znam duńskiego. Dziwicie się, co ma Piotr do Danii, prawda? A ma, smoki wy moje panierowane, bo obraz namalował Carl Bloch – Duńczyk właśnie.
Carl Bloch (1834 - 1890)
Pan Bloch stworzył zresztą bardzo wiele obrazów o podobnej tematyce. Ja nawet myślę, że on zasługuje na tytuł osobistego fotografa Pana Jezusa. A to dlatego, że na wielu płótnach przedstawił chyba wszystkie ważniejsze sceny z życia Jezusa. Zrobił to trochę tak, jakby te sceny fotografował. Bo obrazy Blocha to opowieść. Ale nie taka, jak w komiksie, bo tam historię tworzy wiele obrazków. Bloch tworzy jeden obraz i w nim próbuje zmieścić całe wydarzenie.
Zauważcie, jak jest na tym obrazie. Wszystko dzieje się jakby w jednym momencie. Widoczne są wszystkie potrzebne do opowieści osoby i „rekwizyty” – nic tylko pokazywać i mówić. Jest ognisko, przy którym grzeją się słudzy arcykapłana, i jest służąca, która wskazuje palcem Piotra. A w głębi widać Jezusa, który – też w tym momencie – „obrócił się i spojrzał na Piotra”. Wokół Jezusa też wiele się dzieje. Są tam żołnierze rzymscy, są i Żydzi. Żołnierze torują drogę w agresywnym tłumie. Widać wzniesione pięści.
No a w centrum widnieje ów słynny kogut, którego pianie właśnie przechodzi do historii.Kogut nieświadomie przypomina Piotrowi zapowiedź Jezusa „trzy razy się Mnie zaprzesz”. Piotr odwraca głowę, bo Jezus na niego patrzy. Może ktoś powie, że jest w tym obrazie jakaś sztuczność. To prawda. Pozy są wystudiowane. Zwłaszcza Piotr wygląda jak z antycznego żurnala, gdyby takie wtedy były. Fałdy szaty układają się jak na jakim pomniku. Nic, tylko cokół i gotowe. Światło też takie, że nie bardzo wiadomo, czy to dzień czy noc – bo jasno jak od jupiterów, a powinna być noc. Ale to są uroki malarstwa akademickiego – bo Bloch malował właśnie w tym stylu. Akademicy uważali, że naturę należy poprawiać. To, co namalowane, powinno wyglądać lepiej niż w rzeczywistości, przy czym trzeba malować dokładnie, solidnie i z namysłem. Żadnego tam szastania pędzlem, żadnej burzy uczuć przed płótnem.
Zresztą do Carla Blocha bardzo to pasowało, bo on był człowiekiem spokojnym i wyważonym. Co nie znaczy, że nie był wrażliwy. W dzieciństwie nawet się przez to nacierpiał. Nachodziły go niepokoje przed przyszłością. Gdy szedł ze szkoły, wyobrażał sobie, że dom leży w gruzach, a wszyscy bliscy nie żyją. Nic takiego się nie stało, ale nadmierna wrażliwość to jest cena, jaką artyści nieraz płacą za swój talent. Carl Bloch jednak radził sobie z tym nie najgorzej, bo był człowiekiem religijnym. To widać nie tylko w tematyce (bo do końca życia Bloch malował sceny biblijne), ale i w sposobie przedstawiania postaci. Zwłaszcza Pana Jezusa. Człowiek, dla którego osobiście Jezus nie jest ważny, tak Go nie namaluje. Poszukajcie sami, bo nie mam tu miejsca, żeby prezentować inne obrazy.
Wiele obrazów Blocha znalazło się w ołtarzach duńskich kościołów. Aż 23 płótna zakupiono do kaplicy króla Krystiana IV w zamku Frederiksborg. Wśród nich jest właśnie ten, który dzisiaj Wam zaprezentowałem. Popularność malarstwa Blocha zaskoczyła jego samego, bo on osobiście nie miał wysokiego mniemania o sobie, a ze swoich obrazów nie był bardzo zadowolony. A teraz szukajcie dziewięciu moich fałszerstw.
Fałszerstwo ujawnione
Moje smoki. Jak słyszę, w obrazie z poprzedniego numeru najbardziej podobała się Wam piłka do koszykówki, którą kazałem odbijać Salome. Ano, staram się za każdym razem dodać do obrazu coś kompletnie bezsensownego. To poprawia samopoczucie. Przynajmniej moje. Samo fałszowanie jednak nie jest bez sensu, choćby dlatego że daje możliwość zostania zwycięzcą losowania. Tym razem jest nim (a właściwie nią) WERONIKA KOZŁOWSKA z Radostowa Moje gratulacje. Wy wygracie następnym razem. Albo następnym. Albo jeszcze następnym. Albo i nie.
ADRES: | KONTAKT: |
Mały Gość Niedzielny |
redakcja@malygosc.pl
|