Przez kilka lat mieszkałam w bloku na osiedlu. Dlatego ciągle jeszcze dziwię się różnym zwyczajom, które poznaję tu, na Głowackiego w Gliwicach. Świetne jest przede wszystkim to, że można przez cały dzień biegać do ogrodu. Oczywiście, o ile otworzą drzwi w mieszkaniu i te na dole. Ale potem swobodnie biegam, szczekam, rzucam się na płot i udaję czasami bardzo ostrego psa. Wczoraj ile razy nas wypuścili, to rzucaliśmy się na wielkie sterty liści i rozkopywaliśmy je z zapałem. Owszem, niby wiemy, że nie wolno tego robić, ale trudno się wyrzec przyjemności. Niestety, za którymś razem przyłapała nas pani Maria i przyszła na rozmowę. Tato i Kuba przyznali jej rację i solennie obiecali, że wszyscy mieszkańcy naszego domu stawią się w sobotni ranek w ogrodzie z grabiami. Liście zostaną zgrabione i zabezpieczone przed nami. Hm, możemy to sprawdzić. Niestety, Pan chyba odczytał moje myśli, bo potarmosił mi kudłate uszy i powiedział, że będzie niezła awantura i spora kara, jeśli zniszczymy pracę mieszkańców. Może nie warto ryzykować? Bo jeśli karą ma być mniejsza porcja jedzenia w misce, to ja nie tylko nie tknę liści, ale mogę je nawet pazurami zbierać w jedno miejsce. Najlepiej już dzisiaj. Cześć. Astra