Hau, Przyjaciele!
Zaczęło się od pięknego słońca, które zapraszało na spacer, a my, biedne psy, siedzieliśmy z mieszkaniu i coraz bardziej niecierpliwie czekaliśmy na powrót rodziny. Tobi zaczął piszczeć i wtedy przyszła pani Maria, sąsiadka. Nie miałam pojęcia, że panują tutaj tak miłe zwyczaje. Oj, jutro zacznę skomleć od razu, gdy pierwsze promienie słońca zajrzą w okno. Wybiegliśmy z Tobim, poszczekaliśmy donośnie, goniliśmy się wokół domu. Rozkopaliśmy jedną stertę liści, co się stanowczo nie spodobało pani Marii. Akurat nadeszła Michasia i to ona wyprowadziła nas na pola. Paulina zaraz po szkole ma w poniedziałki angielski. Co za głupota! My, psy, porozumiewamy się jednym, wspólnym, zrozumiałym na całym świecie językiem. Pani też zwróciła na to uwagę, a wtedy Pan zauważył, że psy nie budowały wieży Babel. Gdy po 17.00 zrobiło się chłodno, to i domu powiało grozą. Najpierw zepsuł się zasilacz do komputera. Pani rozmrażała lodówkę i nie życzyła sobie mojej obecności w kuchni. Prosiła o pomoc Paulinę, ale córka coś mówiła o lekturze. Pan pojechał po zasilacz, wrócił zły, nie dopuścił Kuby do komputera, doszło do ostrej rozmowy. Ukryliśmy się z Tobim przy Paulinie, która czytając, nieustannie coś podjadała i zupełnie nieświadomie dzieliła się z nami. Ciastka były niezłe, ale szybko się skończyły. Cześć, Astra