Co u Julki?
Przedstawiam się: Julka, lat prawie 12, klasa 6 Mieszkam w małym miasteczku na południu Polski Moja mama jest urzędniczką, a tata prowadzi sklepik z lampami i żarówkami Mam dwóch braci: 10 – letniego Marka i 7 – letniego Sebastiana Mam też psa – kundla Jeremiasza i chomika – Rudolfa
Redakcja Małego Gościa poprosiła mnie o udostępnienie osobistego bloga. Z miłą chęcią :) W tym numerze – teksty z zeszłego roku. W następnym – obiecuję – będą aktualne.
31 sierpnia... No i skończyło się, choć właściwie dopiero się zaczęło! Zanim się człowiek zreflektuje, że są wakacje, zanim zacznie zapominać o przykrościach, czyli: matmie, Wiktorii z 4 b, z którą nie da się nie kłócić, Bartku w którym się zakochałam, a on we mnie wcale, już trzeba wracać do rzeczywistości. Czyli właśnie do matmy, Wiktorii, Bartka (mam nadzieję, że zapomniał, bo znów będę się czerwienić na jego widok). Jednym słowem, jutro do SZKOŁY... Nie, to nie chodzi o to, że szkoły nie lubię. Wiele rzeczy jest tam naprawdę w porządku. Mam świetne kumpele, szczególnie Ankę i Magdę, lubię polski i mam z niego dobre oceny. Fajne jest też harcerstwo. I dyskoteki, które raz w miesiącu organizujemy z wszystkimi klasami 4 (teraz to już 5). Ale wakacje, to wakacje. Luzik, słoneczko, obóz harcerski, wyjazd nad morze, i te sprawy. Ale jak to mówi Anka: było miło i się skończyło. Więc nie ma co narzekać i jęczeć, tylko trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: teraz do roboty, a wakacje... będą znów. I żeby jutro się nie stresować, bo wiadomo – 1 września jest dość zwariowany – przygotowałam sobie już nawet ciuchy na rozpoczęcie roku. Nad morzem kupiłam (zbierałam przez 3 miesiące kieszonkowe!) fajne, czarne rurki. Do tego założę czarny top w różowe kwiaty, a na to białą, rozpiętą koszulę. Mam też nową, dużą, różową, jeansową torbę (też z kieszonkowego). Będzie pasować do topu. No i kolczyki, różowe wielkie koła. Jak rozpuszczę włosy, będzie szał. Ostatecznie, to już szósta klasa. Nie będę wyglądać jak siedmiolatka: w białej bluzeczce i granatowej spódniczce! O, nie!
1 września
Już po wszystkim. To znaczy po rozpoczęciu roku. Nasza klasa właściwie się nie zmieniła: odeszła Kasia (podobno z rodzicami wyjechała do Anglii), a doszedł Jakub. Jakub chodził wcześniej do dwójki (w naszym miasteczku są trzy szkoły podstawowe: jedynka, dwójka i trójka), ale przeprowadzili się z rodziną na nasze osiedle i rodzice przepisali go do naszej jedynki. Żeby miał bliżej. Pani się też nie zmieniła. Chłopaki mieli nadzieję, że odejdzie, gdy wyjdzie za mąż. Pani za mąż wyszła w lipcu, ale najwyraźniej odchodzić nie zamierza. Chłopaki za nią nie przepadają, bo jest dość surowa i wymagająca. Uczy polskiego i historii. Ja tam ją lubię. Może dlatego, że lubię i historię, i polski. I jestem z tych przedmiotów dobra :) I to by było wszystko. Chyba, że bardzo chcecie wiedzieć jeszcze, co się działo, gdy ubrałam się rano i chciałam wyjść do szkoły. Tyle, że wcześniej zobaczyli mnie rodzice... Nie wiem, o co im chodziło, bo zakazali mi wychodzenia „w takim stroju na rozpoczęcie roku szkolnego”. Wiem, że w ich czasach chodziło się w mundurkach. Ale świat idzie do przodu... Co jest złego w czarnym topie w różowe kwiaty, albo w obcisłych legginsach? Przecież nie ubrałam się jak Wiktoria: w zieloną, krótką sukienkę, białe buty i pomarańczowe bolerko. Bo to jest przegięcie, zgoda. I nawet się z Anką i Magdą po cichu z niej śmiałyśmy. Ale ja? Zwykły, czarno-biały strój i trochę różu. No, ale rodzice najwyraźniej muszą się czepiać... W sumie wyglądałam nieźle. Mama, choć trochę na mnie zła (a ja na nią!) w końcu pomogła mi się nawet przebrać: założyłam czarną, lekko dopasowaną sukienkę, z modnymi bufiastymi rękawkami. A na wierzch zarzuciłam – tą samą białą koszulę, którą wybrałam sobie wcześniej do legginsów. Dobrze to wyglądało. A kolczyki? Kolczyki, pod rozpuszczonymi włosami, jakoś udało mi się... przemycić. Ale ciiii... Jutro, gdy zaczną się lekcje (i wf) na pewno je zdejmę.