Gdy poszłam do gimnazjum, miałam nadzieję, lichutką bo lichutką, że kogoś spotkam, jakąś jedną choćby bratnią duszyczkę, a tu... bum. Niesamowici ludzie. Tak krótko się znamy, a ja jak głupia za nimi tęskniłam podczas ferii... Gimnazjalistka
Moja szkoła jest cudowna, wspaniała i powoli staje się jednym z lepszych miejsc w mojej codzienności.
Po feriach chciałam jak najszybciej iść do szkoły, żeby znów się spotkać z koleżankami, pośmiać się, spędzić chwile w towarzystwie, w którym wiem, że jestem szanowana, lubiana, darzona odwzajemnioną sympatią, a nie czymś sztucznym, na siłę. Nie idę do szkoły właściwie z żadną obawą (no, poza biologią, której nie
znoszę). Co roku powrót po feriach był istną katorgą, a teraz? Radość, że wreszcie je zobaczyłam po dwóch tygodniach rozłąki. Gdybym była w większej klasie, pewnie nie zwróciłabym uwagi na tak wartościowych ludzi jak P. czy R. Może z A. i Z. jakoś bym się zakolegowała, ale z pozostałymi? Nie sądzę. To dopiero pół roku, a ja już z nimi chodzę na koncerty, niedawno u jednej nocowałam i całą paczką planujemy wiosną wspólny wyjazd. W ogóle nie czuję się tam jak w nowej klasie. Mam wrażenie, jakbym znała je od lat. Pierwszy raz spotkałam tak otwarte osoby, które są dokładnie takie, jakich pragnęłam. Wiem, ze to zaledwie kilka miesięcy i może nie można nazwać tego przyjaźnią, ale wierzę, że jeszcze trochę i będę mogła nazwać je Przyjaciółkami. Takimi przez wielkie 'P'.
Gimnazjalistka
Więcej listów: