O koszykówce, największej pasji swojego życia „Małemu Gościowi” opowiada Marcin Gortat.
Mały Gość: – W minione wakacje prowadziłeś w Polsce warsztaty koszykarskie dla dzieci. Zaraziłeś je koszykówką?
Marcin Gortat: – To był wielki sukces wszystkich, którzy przygotowywali „Marcin Gortat Camp 2009”. Myślę, że wiedza, jaką przekazaliśmy dzieciom któregoś dnia zaprocentuje w ich życiu. Liczę, że zaraziliśmy je pasją do koszykówki. Ale przed nami jeszcze wiele do zrobienia. Dlatego w lecie znów odbędzie się podobny camp.
Gdy dzieci pytają, co trzeba zrobić, by trafić do NBA, co wtedy odpowiadasz?
– Zawsze to samo: trzeba ciężko trenować. I nie chodzi tylko o samą grę, bo ważna jest dyscyplina i codzienny trening. Każdy może osiągnąć to, co ja. Wszystko jest możliwe, gdy się chce i podąża za marzeniem.
Powiedziałeś kiedyś, że nie myślisz o pieniądzach w koszykówce, ale przecież zarabiasz sporo, jesteś też popularny. Czy to nie zmienia człowieka?
– Mam nadzieję, że pozostałem sobą, choć to pytanie najlepiej byłoby zadać moim przyjaciołom. Całym moim życiem jest koszykówka. W tym sporcie chcę jeszcze wiele osiągnąć. Oczywiście pieniądze są potrzebne, ale wciąż nie są dla mnie najważniejsze.
Twoi rodzice też osiągali sportowe sukcesy. Co im zawdzięczasz?
– Na pewno odziedziczyłem po nich zwinność i zacięcie do gry. Jestem im wdzięczny również za to, jak mnie wychowali. Mam nadzieję, że któregoś dnia będę mógł się im odpłacić. Może zdobywając mistrzostwo NBA?...
W szkole trenowałeś piłkę nożną. Czy to, czego się wtedy nauczyłeś, przydało Ci się w grze pod koszem?
– Piłkę trenowałem przez siedem lat. Dzięki temu w koszykówce stałem się zawodnikiem ruchliwym. A szybkość u graczy tak wysokich jak ja na pewno nie jest zbyt często spotykana. Dlatego mam na boisku przewagę nad wieloma zawodnikami.
Jaki będzie nowy sezon dla Marcina Gortata?
– Na pewno bardzo długi i wyczerpujący, ale jednocześnie ekscytujący. Wierzę, że znów dojdziemy do finału NBA. Mam nadzieję, że tym razem pokonamy przeciwnika i zdobędziemy mistrzostwo.
Wielu graczy NBA słucha rapu, nosi łańcuchy na szyi, mówi slangiem, niektórzy przypominają trochę gangsterów. A jak to jest u Ciebie?
– Staram się po prostu pozostać sobą, być tym, na kogo zostałem wychowany. Nie mam ozdobnych łańcuchów, diamentów czy dziesięciu samochodów. Mam swój styl i staram się być rozważnym. Nie wydaję pieniędzy na bzdury, które później nigdy w życiu mi się już nie przydadzą.
Jak wygląda amerykański dzień Marcina Gortata?
– Przychodzę na salę już około ósmej rano. Rozpoczynam treningiem na siłowni. Potem mam trening indywidualny, rzutowy i trening z drużyną, a następnie różnego rodzaju ćwiczenia rozciągające i kondycyjne. Czasami pływam, a nawet boksuję. I wreszcie na koniec przychodzi czas na regenerację. Daję ciału tyle, ile ciało daje mi na boisku. Mniej więcej od godziny trzeciej po południu mam czas dla siebie. Lubię spotykać się z przyjaciółmi, interesuje się motoryzacją, gram na komputerze i oglądam sporo filmów. A od czasu do czasu jeżdżę na strzelnicę.
Największe marzenie?
– Zdobyć mistrzostwo NBA. Grać, grać i jeszcze raz grać. A któregoś dnia przebić się do pierwszej piątki zespołu.
Marcin Gortat
Urodził się 17 lutego 1984 r. w Łodzi. Mierzy 214 CM i waży 110 KG. Od 2007 roku występuje w lidze NBA w drużynie Orlando Magic, z którą w minionym sezonie zdobył wicemistrzostwo. Na boisku gra na pozycji centra, a koledzy z zespołu nazywają go Polish Hammer (polski młot). Jego ojciec Janusz Gortat dwukrotnie zdobywał brązowy medal olimpijski, był mistrzem Europy i wielokrotnym reprezentantem kraju w boksie, a mama Alicja Gortat to dwukrotna mistrzyni Polski w siatkówce. Marcin to obecnie jedyny Polak grający w najlepszej koszykarskiej lidze świata.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.