nasze media Mały Gość 12/2024

Legendy dominikańskie - przeł. O. Jacek Salij

dodane 19.07.2006 16:41

20 Lipca - Błogosławiony Czesław

Jakąż niepojętą energię musieli mieć w sobie św. Jacek i bł. Czesław, jeśli — pracując przede wszystkim jako wędrowni kaznodzieje — zdążyli w ciągu swojego życia pokryć klasztorami całą Polskę i zapełnić je gorliwymi zakonnikami. Obu naszych świętych Boża energia musiała dosłownie rozpierać, bo nawet Polska im była jakby za mała. Wracając z Rzymu do Krakowa, założyli klasztor we Fryzaku, który dał początek dominikanom niemieckim. W Krakowie Czesław z Jackiem się rozdzielili. Czesław poszedł założyć klasztor we Wrocławiu, potem w tym samym celu udał się do Pragi i stał się w ten sposób założycielem dominikanów czeskich.

Pomimo tak wybitnej działalności praktycznie nic nie wiemy o osobowości bł. Czesława. Historia przekazała nam o nim tylko suche fakty; nie zanotowała żadnej anegdoty, żadnego charakterystycznego powiedzenia. Wiemy tylko, że Czesław był kanonikiem sandomierskim, który w wyniku spotkania ze św. Dominikiem porzucił wszystko i wstąpił do zakonu (r. 1218), że ten niestrudzony misjonarz i założyciel dominikanów śląskich oraz czeskich był w latach 1233-1236 przełożonym dominikanów na całą Polskę oraz że umarł prawdopodobnie w roku 1242 we Wrocławiu, w rok po słynnym oblężeniu miasta przez Tatarów.

Pożegnanie ze świetym Dominikiem
Czesław ustawicznie przykładał się do studium niebieskiej nauki, a studiował zwłaszcza w księdze miłości. Dominik tak mu powiedział na pożegnanie: "Idź w imię Boże, głoś pokutę na odpuszczenie grzechów. Takie jest zadanie zakonu, który na siebie przyjąłeś, na tym on polega i to go zdobi. Kto zbłąkanego zawróci z fałszywej drogi, i jego duszę zbawi, i sobie zapewni wielką nagrodę".

Nakazu Dominika, danego wielu braciom, Czesław wysłuchał z nie mniejszą uwagą niż inni. Wracając do ojczyzny, pomógł wydatnie bratu Jackowi w założeniu klasztoru we Fryzaku, który dał początek innym klasztorom w Niemczech.

Wędrowny kaznodzieja
Biegł często do wiosek, na place i rozstaje dróg, aby znaleźć tych, których Ewangelia nazywa chorymi i kulawymi, i nakarmić ich życiodajnym posiłkiem, a upadających umocnić. Przypiekało go południowe słońce, krwawy pot niemal go zalewał, gardło wysychało z pragnienia, lecz jego nie zmęczyła ani nie złamała niepogoda ani trudy podróży i pracy. Jedynym jego pragnieniem było znaleźć zbłąkane owce, zagubione wyprowadzić na prostą drogę, a ich dusze zbawiennie pokrzepić.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..