Spotkałam proboszcza, gdy wychodziłam z kościoła i ucieszyłam się. Ale potem refleksja, czy to nie była też radość, że on widział mnie w kościele, taka pycha. Albo kupuję na wycieczkę takiego rogalika jak koleżanka, ale czy takie dorównywanie komuś to pycha? Niepewna
Ostatnio było kilka listów z podobnymi pytaniami, co mnie trochę zdziwiło. Dlatego podaję garść refleksji.
Pycha to zarozumialstwo połączone z pogardą dla innych. Gdy uważamy siebie za lepszych, gdy gardzimy innymi.
To nic złego, ze chcemy innym dorównać, że mamy ambicję, że bierzemy z innych wzór do naśladowania. Np koniecznie mamy naśladować Jezusa i świętych, starać się im dorównać i to nie jest pycha!
Nie powinno się wciąż myśleć o grzechach. Bo każdy człowiek grzeszy i to nie jest tragedia. Nie ma ludzi bezgrzesznych- tylko Matka Boża nie miała grzechu. No i Pan Jezus nie zgrzeszył, ale On to Bóg. Zamiast zamartwiać sie grzechami, skup się na byciu dobrą. Skup się na innych ludziach, na byciu radosną, na byciu prawdzwym świadkiem Jezusa. Tyle osób niewierzących mówi, że po nas- wierzących- wcale nie widać wiary. Bo bywamy zazdrośni, chciwi, obrażamy się, gniewamy, plotkujemy. Nie wyróżniamy się w szkołach, w pracy, wśród sąsiadów. To jest pole do działania, by być wciąż świadkiem Jezusa, by inni zastanawiali się, skąd w nas tyle radości, tyle dobroci, skąd ten uśmiech i dobry humor, dlaczego nie ma w nas złośliwości. Nad tym pracuj, a o grzechach nie myśl tak dużo. One i tak są, to takie potknięcia, upadki, po których należy się otrzepać, wyprostować i iść dalej!
Więcej listów: