Połączyło nas jedno miejsce- Nazaret. Nie wiem, jak jest gdzieś indziej- ale tu uczymy się naprawdę kochać. Nie wystarczyć być tylko raz, ale minimum dwa, bo większość za pierwszym razem jest przez ciekawość... Radosna
To niesamowite, bo kiedy się stamtąd wychodzi, to wiara przestaje być płycizną, ale
wypływa się na prawdziwa glębię. Tam wszyscy są rodziną i tam uczy się świadczyć. Ojcze nasz nabiera zupełnie innego wymiaru, kiedy trzyma się osoby obok za rękę, kiedy wszyscy śpiewają i tańczą i każdy się cieszy z tego, że dostal możliwość tego, by móc tu przyjechac. Schemat myślenia jest taki, że za pierwszym razem jest zawsze moment krytyczny (jeśli się przelamie w sobie, to potem
się przyjedzie znow), kiedy się troche żałuje, za drugim razem jest lepiej, ale za trzecim jest już tylko radość. Fajnie jest być stalym bywalcem i móc pomagać trafiać tam innym i nie zabłądzić w samym
budynku. Wtedy można Siostrom lepiej pomóc, bo kiedy jest stałych wiecj, to pare osób pomaga przy zapisach, inni przy zaprowadzaniu i lokowaniu itd.. Ja tam się nauczyłam tzw. "usługiwania". Dawniej miałam straszne opory, a ostatnio wręcz nie zjadłabym jednego dania, bo przecież trzeba pozbierać talerze, trzeba resztę przynieść, donieść, podać. To "coś" przyniosłam do domu i co mama chce, to robię już automatycznie. Najbardziej zastanawia mnie ten fenomen, że ludzie, którzy się wcześniej nie znali, po tych 2 (chciałabym kiedyś jechać na 5 dni ) dniach wpadaja sobie w ramiona i to jest po prostu naturalne. Teraz czekam cierpliwie na czuwanie naszej wspólnoty.
Agnieszka
Ciesze sie, ze mialaś możliwość bycia w tej wspólnocie i ze to sie jeszcze wiele razy powtorzy. Nazaret staje się więc Twoją góra "Tabor", a pamietasz, ze apostołowie nie chcieli stamtąd schodzić .Czerp z tego zródla, ile się da!
Więcej listów: