Jedni jeżdżą do Afryki, by postrzelać na safari. Inni jadą do afrykańskich slumsów, by kochać.
Żaneta pochodzi z Kraśnika. Agnieszka ze Stanowisk, koło Częstochowy. Obie marzyły o Afryce. Obie czuły, że muszą zrobić coś dla innych. Spotkały się na studiach w Lublinie. Razem wyjechały do Kenii. W ten sposób. „niechcący”, zostały Wolontariuszkami Roku 2006.
Żaneta (z lewej) i Agnieszka swoją przygodę z Afryką rozpoczęły w Lublinie
fot. MAREK PIEKARA
Z Lublina do Nairobi
W pierwszej klasie liceum Agnieszka zainteresowała się Afryką. – Poznałam wtedy siostry ze zgromadzenia Misjonarek Afryki – opowiada. – Pokazały mi zdjęcia głodnych Afrykańczyków, którym rozdawały fasolę. Agnieszką wstrząsnął ten obraz. Zaczęła czytać o Afryce, poznawać jej problemy. Podczas studiów trafiła do lubelskiego ośrodka wolontariatu. Tam poznała Żanetę. Razem zaangażowały się w grupie misyjnej. Wtedy pojawiła się możliwość wyjazdu do Afryki. – Przygotowywałyśmy się do niego przez rok – opowiada Żaneta. – Spotykałyśmy się z misjonarzami, rozmawialiśmy o ich pracy, o naszych oczekiwaniach. W końcu wyjechałyśmy do Kenii na trzy miesiące. Rodziny początkowo nie były zachwycone decyzją swoich córek. – Ale moja siostra mnie wspierała – śmieje się Agnieszka – Ona zawsze popiera moje „dziwne” pomysły. Dziewczęta znalazły się w Nairobi, stolicy Kenii. To jedno z największych miast Afryki. Powstało na ziemiach, które kiedyś należały do plemienia Masajów. Dziś to jedna z głównych siedzib ONZ. Jednak życie większości mieszkańców Nairobi toczy się w śmierdzących, pełnych chorób slumsach.
Slumsy i pola golfowe
Żaneta i Agnieszka zamieszkały w domu Sióstr Białych Misjonarek Afryki. U nich uczyły się Afryki, poznawały ludzi i warunki, w jakich muszą żyć. – Slumsy to rozległy teren z niewielkimi blaszanymi domami – opowiadają wolontariuszki. – Stoją jeden przy drugim. Nie mają okien ani łóżek. Wielodzietne rodziny siedzą ściśnięte na gołej ziemi. Między domami płyną ścieki, do których mieszkańcy wyrzucają nieczystości. Dokoła szerzą się choroby. – W jednym ze slumsów prawie wszyscy ludzie są chorzy na AIDS – mówi z przejęciem Żaneta. W slumsach żyje 60 procent mieszkańców Nairobi. To prawie 3 miliony osób! Pozostali to bogacze. Po jednej stronie miasta rozciąga się morze chat i ludzi żyjących pośród śmieci i ścieków, a po drugiej pole golfowe i ulice pełne drogich samochodów. – Ten kontrast był dla mnie szokiem – wspomina Agnieszka.
Wolontariuszki z nieba
Dziewczęta pracowały w szkole i w sierocińcu. Do pracy dojeżdżały matatu. To miejskie stare, przerdzewiałe minibusy. Agnes i Janet, jak nazywały je dzieci, uczyły matematyki, plastyki i angielskiego. – Dzieci z kolei uczyły nas miejscowego języka suahili – śmieje się Żaneta. – Miały przy tym wielką frajdę. Były zachwycone, kiedy umiałyśmy już powiedzieć im: nakupenda, to znaczy: „kocham cię”. – Chcą się uczyć wszystkiego. Polskiego też. Same proszą o zadania domowe. Kiedyś jeden z chłopców biegł za mną i wołał: Teacher Janet, kocham Cię – wspomina Żaneta. Dzieci mieszkające w sierocińcu mają swoje obowiązki. – Jeśli wychodzą do szkoły o siódmej rano, to wstają już o czwartej. Robią pranie, myją podłogi, karmią młodszych. – wylicza Żaneta. – Nie mają komputerów ani telefonów komórkowych. Są biedne, ale radosne – zapewnia. – Potrafią się dzielić i cieszą się z najmniejszych rzeczy – dodają dziewczęta. Opowiadają o małej Florence, która zawsze zabierała ze szkoły połowę swego jedzenia dla braciszka. – A przecież jedzenie w szkole to był nieraz ich jedyny posiłek w ciągu dnia – wyjaśniają. Nie zapomną też chłopców, którzy za sprawdzenie zadań domowych podarowali wolontariuszkom szklane kulki. – Potem dowiedziałyśmy się, że te kulki były dla nich bardzo cenne – mówi Żaneta. – Kiedyś dzieci zapytały nas, czy jesteśmy z nieba. To dlatego, że jesteśmy białe, a Pan Jezus też przedstawiany jest jako biały.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.