Czytam "Cierpienia młodego Wertera". Wielkie zagłębianie się w uczucia i dramat głównego bohatera powoduje u mnie utwierdzenie się w pewnego rodzaju melancholii. Utożsamiam się z bohaterem zbyt emocjonalnie.... Licealistka
Osobiście nie lubię tej lektury. Trafia mnie, gdy czytam, jak ten facet zniszczył swoje życie, a i jej też niszczył. Ale to tylko literatura i niech ktoś osbie pisze jak uważa. Natomiast przerażajace jest to,
że chłopcy z tamtych czasów pod wpływem Wertera zaczęli w ten chory sposób podchodzić do sprawy uczuć. A przecież jeśli nie ma szans na wzajemnośc, to trzeba jakoś przeżyć porażkę i iść dalej. Rozdrapywanie ran nie jest mądre. Rany trzeba leczyć, a ich rozdrapywanie jest w zasadzie grzechem.
No i co najgorsze, że pod wpływem Wertera chłopcy popelniali lub próbowali popełnić samobójstwa.
Mój ojciec zawsze powtarzał / pewnie gdzieś zasłyszaną opinię/, że żadna epoka nie wprowadziła tyle zakłamania w stosunkach między kobietą i mężczyzną co romantyzm. To była jedna wielka obłuda i gra pozorów. Nasz biedny Słowacki był pod wpływem Wertera, próbował popełnić samobójstwo, a gdy sie kochał, to tylko nieszczęsliwie. To mi przypomina dzisiejszych emo, ich ponure miny, pesymizm, cięcia....czyli pozy. pozy, pozy....
Sam Goethe czerpał z życie pełną garścią, Mickiewicz nie lepszy, wydostał się z Rosji dzięki romansom z odpoweidnimi kobietami, żonami wpływowych rzędników.
Więcej listów: