Jeśli wolność to robienie tego, co się chce, to najbardziej wolny jest ten, komu się nic nie chce.
Przez tydzień Kamil nie chciał ze mną rozmawiać. Obraził się, prawie śmiertelnie. Uważam, że niesłusznie, ale ponieważ nikt nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie, to opowiem, co się stało. Niech każdy osądzi sam, czy Kamil miał powody do tego, by się gniewać.
Problem pojawił się na początku karnawału. Kamil zaczął powtarzać do znudzenia, że wreszcie na starość (ma już 19 lat!) zrozumiał, co to znaczy być człowiekiem wolnym i niezależnym. Swoim odkryciem chwalił się na każdej przerwie i w każdej części szkolnego korytarza każdemu, kto z zainteresowaniem i podziwem przyjmował jego sensacyjne „odkrycie”!
Owo „odkrycie” polegało na powtarzaniu starej jak świat bajki o tym, że wolność to robienie tego, co się komu podoba. Bajkę wymyślił niejaki Adam z pomocą niejakiej Ewy, przy współudziale sponsora medialnego o dosyć syczącym głosie. Co do sponsora, to historycy dotąd nie mają pewności, czy chodziło o radio, telewizję, Internet czy o stary, poczciwy telefon komórkowy. Ale ten wątek nie jest tak istotny…
Wróćmy do Kamila i jego wspaniałego „odkrycia”.
Otóż właśnie tydzień temu zasugerowałam mu, by o swojej koncepcji wolności zechciał powiedzieć własnym rodzicom. „Niech oni będą równie postępowi i nowocześni, jak ty!” – stwierdziłam z (nieco tylko) ukrywaną ironią. Kamil nieopatrznie posłuchał mojej rady i bardzo dokładnie wytłumaczył rodzicom, na czym polega „prawdziwa wolność’. I wtedy stało się nieszczęście, którego mój kolega się nie spodziewał. Oto pierwszy raz w życiu rodzice uwierzyli własnemu synowi! Skutki były opłakane. Od tygodnia mama nie gotuje, nie sprząta, nie prasuje, a nawet nie odrabia lekcji za Kamila, bo stwierdziła, że już jej się nie chce. Z kolei tata wziął miesięczny (na razie!) urlop. I to bezpłatny. On też stwierdził, że nie chce mu się chodzić do pracy, a skoro wolność polega na tym, że robi się to, co się chce, to on jest najbardziej wolnym człowiekiem na świecie, gdyż jemu nic się nie chce.
Niestety, najgorzej na tym wszystkim wyszłam ja. Kamil najpierw się na mnie obraził, a dzisiaj w szkole na dużej przerwie pojednał się ze mną. Nie zrobił tego jednak w ramach wielkopostnej pokuty, lecz całkiem bezinteresownie. Poprosił o to, bym „przypadkowo” odwiedziła jego rodziców i wyjaśniła im, że wolność to solidne wypełnianie ich obowiązków wobec syna. Odpowiedziałam na to Kamilowi, że chętnie podejmę się tej misji specjalnej ale pod warunkiem, że najpierw to on odzyska wolność, czyli zabierze się do solidnej nauki.
Jestem ciekawa, na jak długo Kamil obraził się na mnie tym razem…