Mylić zakochanie z miłością to tak, jakby mylić drogę z jej celem.
Już od kilku dni moja kobieca, a więc genialna (!) intuicja mówiła mi, że Dominik, ten z II a, chce mi coś powiedzieć. W czasie każdej niemal przerwy, gdy przez chwilę zostawałam sama, pojawiał się nagle tuż obok. Nie zdobył się jednak na odwagę, by podzielić się swoją tajemnicą. Wreszcie wczoraj znalazł dogodną okazję. W tej części korytarza, przy szkolnej tablicy ogłoszeń, byłam tylko ja i on. – Wiesz, ja strasznie pokochałem… – powoli i rwącym się głosem Dominik zaczął odsłaniać swoją tajemnicę. Sprawiał wrażenie, jakby miał poważne problemy z oddychaniem.
– Pokochałeś? Mogę wiedzieć kogo? – spytałam.
Jednak Dominik nadal miał problemy z wydobyciem jakiegokolwiek dźwięku.
– Hermenegildę… – wyszeptał wreszcie bardzo zawstydzony.
Wiedziałam, oczywiście, iż to właśnie Hermenegilda stała się wybranką Dominikowego serca. Zresztą inne dziewczęta też wiedziały. Hermenegilda, to postać znana w naszej szkole. Zwana „Dyżurną Ateistką”, na co uczciwie sobie zasłużyła od dawna publicznie głosząc, że Miłość nie istnieje.
– Jaki ja jestem teraz szczęśliwy – wyksztusił Dominik resztką sił.
Nie wiedziałam, czy bardziej niepokoić się jego załamanym głosem, czy wzrokiem, w którym dominowało cierpienie graniczące z rozpaczą.
– Dominik, coś mi się zdaje, że mylisz miłość z zakochaniem – powiedziałam, udając niepewność.
– Wcale nie! – zaprotestował zgodnie z moimi oczekiwaniami. – Ja ją kocham nad życie. Spać przez nią nie mogę. Ani nawet uczyć się nie potrafię. Ciągle tylko o niej myślę. I cierpię, bo ona mnie za mało kocha.
W tym momencie grupa dziewcząt zaczęła iść w naszym kierunku. Zaproponowałam Dominikowi, by po lekcjach odprowadził mnie na przystanek autobusowy. Zgodził się tym chętniej, że Hermenegildy nie było dzisiaj w szkole. Coś mi się zdaje, że ona nie wierzy nie tylko w Miłość, ale też w potrzebę wykształcenia.
Po drodze próbowałam wyjaśnić Dominikowi, na czym polega różnica między miłością a zakochaniem: „Dla zakochanego najważniejsze jest dotknięcie ciała drugiej osoby, a dla człowieka, który kocha, najważniejsza jest ochrona jej marzeń. Miłość jest wolna od zazdrości. Traktuje drugą osobę jak skarb, a nie jak własność. Zakochany widzi głównie to, co łatwo zauważyć z zewnątrz. Ten, kto kocha, widzi w drugiej osobie najbardziej to, co jest niewidoczne dla oczu. Zakochany nie jest potrafi jeszcze kochać, bo bardziej troszczy się o swoje nastroje niż o to, co przeżywa druga osoba”.
Dominik nie reagował na żadne argumenty. Wiem, że trudno przebić się z logicznymi argumentami przez nielogiczne emocje. W końcu zapytałam:
– Dominik, a czy ty kochasz samego siebie?
Popatrzył na mnie zaskoczony.
– Ależ oczywiście! Bardzo siebie kocham i zależy mi na moim losie.
– W taki razie, czy myślisz ciągle o sobie, czy z tego powodu nie możesz zasnąć i czy piszesz dla siebie wiersze? Albo czy piszesz wiersze dla swojej mamy, którą przecież kochasz?
Przez kilka minut Dominik szedł obok mnie bez słowa. Zaczął rozumieć różnicę między miłością a zakochaniem. Zrozumiał też chyba to, że czeka go jeszcze długa droga.
Zakochanie to odkrycie, że sami sobie do szczęścia nie wystarczymy. Często przemija równie szybko, jak się pojawia, ale pozwala odkryć prawdę, która może uratować nam życie. To dobry sposób na dzieciństwo, kiedy zakochujemy się w pani w przedszkolu, w szkole. To także dobry sposób na fascynację kimś spoza naszego codziennego świata w okresie dorastania. Ale byłby to zły sposób na resztę życia. Jeśli zakochanie nie przeradza się w miłość, rozczarowuje. Jest jak burza hormonów i uczuć, po której nie pojawia się słońce radości ani tęcza miłości.
Kto o tym wie, ten nie pomyli drogi z celem.