Romek Strzałkowski zginął 28 czerwca 1956 roku na ulicach Poznania. Miał trzynaście lat. Był najmłodszą ofiarą Poznańskiego Czerwca.
Romek Strzałkowski zginął 28 czerwca 1956 roku na ulicach Poznania. Miał trzynaście lat. Był najmłodszą ofiarą Poznańskiego Czerwca. Peter Mansfeld jako piętnastolatek jesienią 1956 roku przyłączył się do Węgierskiego powstania narodowego w Budapeszcie. Trzy lata później został powieszony za udział w kontrrewolucyjnym spisku. Był najmłodszą ofiarą represji po zdławieniu powstania. Obaj młodzi bohaterowie mają w Poznaniu ulice nazwane ich imionami. Ulica Romka Strzałkowskiego krzyżuje się z ulicą Petera Mansfelda.
Po szynkę dla mamy
Czwartek, 28 czerwca 1956 roku. W Poznaniu zapowiadał się kolejny, słoneczny dzień polskiego lata. Był początek wakacji. Anna Strzałkowska dała swojemu synowi papierowe dziesięć złotych i wysłała go do sklepu. Miał kupić kilka plasterków szynki.
Trzynastoletni Romek, płowy blondynek o delikatnej twarzy, spotkał na ulicy kolegę. Chłopców zainteresował maszerujący ulicami tłum ludzi. Demonstranci nieśli transparenty z napisami: „Chleba i Wolności!”, „Chcemy jeść!”, „Żądamy religii w szkole!” i śpiewali „Boże, coś Polskę”. Tego dnia robotnicy Zakładów Cegielskiego i innych fabryk protestowali pokojowo przeciwko panującemu w Polsce komunistycznemu bezprawiu, przeciwko walce władzy z Kościołem i pogarszającym się warunkom życia. Do robotników dołączyli przechodnie. Na placu Adama Mickiewicza zebrało się już 100 tysięcy osób. Gdy ktoś puścił fałszywą pogłoskę o aresztowaniu delegacji robotników, część ludzi ruszyła pod pobliski areszt, uwolniła więźniów i ze zdobytą bronią pomaszerowała pod gmach Urzędu Bezpieczeństwa – tajnej policji politycznej, która za pomocą terroru pomagała w sprawowaniu dyktatorskich rządów.
Rozpętała się strzelanina. Do walki z tłumem bezbronnych w większości ludzi władze wysłały czołgi. Tego dnia na ulicach Poznania oficjalnie zginęło kilkadziesiąt osób.
Dodane pięć lat
Tamtego ranka Romek zapomniał o szynce dla mamy i dołączył z kolegą do manifestantów. Około południa widziano go przed gmachem UB. Kilka godzin później już nie żył. W kieszonce jego koszulki znaleziono zakrwawioną dziesięciozłotówkę. Okoliczności śmierci Romka nigdy nie wyjaśniono. Przypuszcza się, że chłopca z zimną krwią zastrzelił któryś z funkcjonariuszy UB. Kilka dni później pochowano go na jednym z poznańskich cmentarzy. Żeby wykupić miejsce i opłacić pogrzeb, rodzice sprzedali jego fortepian. Przed pogrzebem w poznańskiej gazecie „Głos Wielkopolski” ukazał się nekrolog Romka. Trójka w liczbie „13” jest rozmazana. Wygląda na „ósemkę”. Tak, jakby ktoś chciał chłopcu dodać lat. Fałszerstwa dokonał redaktor naczelny gazety. Chciał być lojalny wobec władzy, która utrzymywała, że wśród ofiar nie było kobiet i dzieci. Z nekrologu naczelny wyrzucił jeszcze słowa: „uczeń szkoły podstawowej” i zmienił godzinę pogrzebu, żeby Romka żegnało jak najmniej ludzi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.