Czas mija, a nie zerwałem, lecz czuję się źle, nie chce mi się planować przyszłości, bo jej nie widzę. Ona zapewnia, że kocha, przylgnęła do mnie, lecz pod żadnym względem nie chce zbliżyć się do kościoła, nie chce moich znajomych itd. Myślałem, że ona się nawróci, a tu nic. Czuję się wypalony, ale też odpowiedzialny z nią. Marzę o wierzącej dziewczynie... Licealista
Na dłuższą metę kontynuowanie tego, co jest teraz, nic nie da, raczej pogorszy sprawę. Mam wrażenie, że Ty ją pokochałeś, ale pod warunkiem albo raczej z zastrzeżeniem, że będziecie razem, jeśli ona się nawróci. Wydawało Ci się to oczywiste. A tu nic z tego. Bo ewentualny sam szacunek komuś mógłby wystarczyć, ale Tobie raczej nie, zresztą, jej tego szacunku do Twojej wiary brakuje.
Piszesz, że w środku się jakby wypaliłeś, że nie potrafisz cieszyć się wspólną przyszłością lub planować ją. Zawsze uważam, że należy słuchać swojego organizmu, swojego wnętrza, bo to są anielskie głosy.
Jesteś mężczyzną, a to zobowiązuje. Dlatego raz jeszcze bardzo mocno przemódl ten problem, zadaj Panu Bogu konkretne pytanie i czekaj na odpowiedź.
Rozstanie jest przykre. Ale bardziej przykre jest oszukiwanie i nieszczerość, a to się u Ciebie pojawia. Z każdym tygodniem będzie tylko gorzej. Im szybciej podejmiesz decyzją, tym lepiej. Już nie jesteś wobec niej w porządku. Bo jednak czujesz, że jesteś stworzony do bycia razem z dziewczyną wierzącą.
Więcej listów: