Po końcu 3 gimnazjum ,,odkryłam" , że jestem zakochana w koledze ze starej klasy. Nie piszę ,,zakochałam się" , bo to był proces, który zaczął się długo przedtem. Najpierw były rozmowy całą paczką, potem zauważyłam, że mam ochotę rozmawiać głównie z nim, że lubię po prostu być blisko niego. Licealistka
Żałuję, że nie widzimy się tak często jak przez ostatnie trzy lata (całe szczęście, że jesteśmy w jednej szkole!) czasem się zastanawiam, czy gdybym wyglądała jak moja przyjaciółka, miałabym u niego
szanse. Męczy mnie to, że nigdy nie mogę zakochać się z wzajemnością, czuję się samotna (a raczej-niczyja na Ziemi) (chociaż wiem, że to nie prawda).
Ale zwykle się cieszę. Cieszę się, że mnie lubi (naprawdę, bardzo). Cieszę się, że jestem zakochana- to takie wspaniałe źródło ,,natchnienia poetyckiego", mobilizacji do nauki, do życia! Zachwycam się światłem w tęczówkach jego oczu. A przede wszystkim cieszę się, że zakochuję się w porządnych chłopakach-ludziach z
którymi warto spędzać czas, nie mam poczucia, że popełniam wielki błąd, tak naprawdę-nie uważam, że nie ma powodu do mówienia o nieszczęśliwej miłości-bo to dobre, że chce się spędzać czas z wartościowym człowiekiem.
Czasem trochę mnie kusi, żeby delikatnie naprowadzić go na trop, jednak za bardzo go lubię, żeby go straszyć.
Więcej listów: