Dziewczyny w moim wieku często "rozpaczają" z powodu zerwania, ale jasne było od początku, że raczej nie wezmą ślubu. Nazywają to miłością, dla mnie to są przelotne zauroczenia. Ostatnio sama zostalam poproszona o chodzenie. 12-latka
Nie jestem zwolenniczką chodznia tak popularnego wśród młodszych nastolatków. Wciąż powtarzam, że dla mnie to taka jakby dziecięca zabawa w dom, wersja młodzieżowa. Dużo w tym udawania dorosłości.
Oczywiście, że są różne sympatie, że zdarzają się zauroczenia, ale jestem zwolennikiem delikatnej przyjaźni, koleżeństwa.
Ja bym koledze powiedziała, że go lubię, ale chodzenie w tak młodym wieku wydaje mi się trochę niepoważne i wolałabym nazwę przyjaźń lub koleżeństwo. W ten sposób też można się spotykać, chodzić do kina, jeździć na rowerze, grać w piłkę. Ale po co wyznania, jeśli wkrótce ktoś inny
zawróci w głowie.
Kiedyś pokazywało się dziewczynie zainteresowanie, teraz od razu pada pytanie o chodzenie, nawet jeśli się zna tę dziewczynę tylko z widzenia. W niektórych klasach przyjaźń nazywa się chodzeniem, więc jeśli chodzi o to, by razem dorastać, to niech będzie i chodzenie, chociaż to jest trochę dziecinne określenie. Pasuje do licealistów, do kończących gimnazjum, no i do starszych.
Jestem też zwolennikiem tworzenia grupek młodzieży, ktore się spotykają, grają w piłkę, jeżdżą na wyprawy rowerowe. W grupie zawsze ktoś jest kimś zauroczony, ale to wciąż się zmienia, nikt nie musi udawać dorosłego, a jest bardzo wesoło, a nie poważnie, jak u dorosłych! Trzeba korzystać z
bycia nastolatkiem!
Więcej listów: