„Gwiazdy” dały mu wszystko, czego chciał. Ale tylko do czasu. A potem wystawiły rachunek.
Dochodziła północ 25 lutego 1634 roku. Niespokojny płomień świecy rzucał chybotliwe cienie na ściany zamkowego pokoju w Chebie. Przy oknie stał około 50-letni mężczyzna z wąsem i bródką. Szykował się do spania, gdy drzwi otwarły się gwałtownie i do komnaty wpadł oficer z sześcioma dragonami. – Nie zabijajcie! – zdążył zawołać, zanim jego pierś przeszyło ostrze halabardy. Taki był koniec księcia Albrechta von Wallensteina, przed którym drżała Europa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.