Sebastian, wzór chrześcijanina, urodził się w Narbonne, był obywatelem Mediolanu, a cesarze Dioklecjan i Maksymian tak mu sprzyjali, iż powierzyli mu dowództwo pierwszej kohorty oraz przydzielili go do swej straży przybocznej. Lecz Sebastian nosił strój wojskowy tylko w tym celu, aby umacniać w wierze tych chrześcijan, którzy pod wpływem tortur upadali na duchu.
Otóż gdy raz dwaj znakomici mężowie, imieniem Marcelianus i Marek, bliźni bracia, skazani zostali na ścięcie, ponieważ wyznawali wiarę Chrystusową, przyszli do nich rodzice, chcąc ich namówić, aby wyrzekli się swej wiary. Matka, z rozpuszczonymi włosami, rozdarła swe szaty i ukazując piersi rzekła: "O, najmilsi moi synowie, jakież niesłychane nieszczęście i nieznośny smutek mnie spotyka! O, ja nieszczęśliwa – tracę mych synów dlatego, że sami szukają śmierci! Gdyby to wrogowie zabierali mi ich, poszłabym za nimi w sam środek walki. Gdyby niesprawiedliwy wyrok sądu zamknął ich w więzieniu, wdarłabym się tam, by umrzeć z nimi. Lecz to jest nowy jakiś sposób umierania: skazany prosi kata, aby go zabił, człowiek żyjący pragnie zginąć, wzywa śmierć, aby przybyła. To nowy rodzaj żałoby, nowa niedola, gdy młodość synów ginie z własnej woli, a nieszczęsna starość rodziców zmuszona jest żyć".
Podczas gdy matka tak się żaliła, słudzy przyprowadzili staruszka ojca, który z głową posypaną popiołem takie skargi wznosił ku niebu: "Przyszedłem, aby pożegnać synów, którzy dobrowolnie idą na śmierć! Grób, który przygotowałem dla siebie, teraz – nieszczęsny – mam oddać moim synom. O, dzieci moje, podporo mojej starości, podwójne światło mego serca – dlaczego tak umiłowaliście śmierć? Przybądźcie tu, młodzieńcy, i płaczcie wraz ze mną nad waszymi rówieśnikami, którzy giną z własnej woli! Przybądźcie, starcy, i razem ze mną opłakujcie moich synów, przyjdźcie, ojcowie, i nie dopuśćcie, abyście i wy mieli w podobny sposób cierpieć! Oślepnijcie od łez, oczy moje, abym nie widział, jak synowie moi giną od miecza!" Gdy jeszcze ojciec tak mówił, zbliżyły się żony skazanych i pokazując im ich własne dzieci wśród łkań wołały: "Komuż nas pozostawicie? Kto zastąpi ojców tym dzieciom, kto rozdzieli wasze liczne posiadłości? O, serca wasze są chyba z żelaza, jeśli w ten sposób lekceważycie rodziców, gardzicie przyjaciółmi, opuszczacie żony, wyrzekacie się synów, a sami dobrowolnie oddajecie się katom". Wśród wszystkich tych skarg serca owych mężów poczynały już słabnąć.