Kiedy prawie wszystko produkuje się taśmowo w chińskich fabrykach, są takie zawody, gdzie maszyny nie zastąpią człowieka.
Książki oprawiane w skórę, skrzypce, w których widać każdy słój drewna, i szable takie same jak 300 lat temu. W XXI wieku te przedmioty nadal tworzą ludzie. Odwiedziliśmy trzy miejsca ich pracy.
INTROLIGATOR PRZY GILOTYNIE
Książki zszyte przez pana Teodora Olszewskiego przetrwają wiele lat
fot. ROMAN KOSZOWSKI
Na jednym z katowickich podwórek w oczy rzucają się wielkie drzwi, a nad nimi szyld: „Introligator”. Wygląda tu tak, jakby zatrzymał się czas. W ciasnej pracowni wita nas właściciel. – Mój ojciec był introligatorem, przed wojną oprawiał książki we Lwowie – mówi od razu. – Wychowałem się przy tym i chyba stąd moja pasja... – dodaje pan Teodor Olszewski. – A po wojnie tata musiał przenieść się na zachód. W Krakowie nie było już miejsca dla introligatora, więc trafiliśmy tu, do Katowic. I tak zostało. W internecie sporo jest ofert osób oprawiających książki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.