Ach, jak ja lubię tych malarzy batalistycznych. Kampanie, bitwy, przemarsze, szarże, strzelanie, uśmiechnięta kobieta z dzieckiem na kolanach… No dobra, wiem, że matka z dzieckiem nie bardzo pasuje do wojny, ale tak się składa, że obraz, którym się tu zajmuję, namalował batalista. MGN 2011 05
Ach, jak ja lubię tych malarzy batalistycznych. Kampanie, bitwy, przemarsze, szarże, strzelanie, uśmiechnięta kobieta z dzieckiem na kolanach… No dobra, wiem, że matka z dzieckiem nie bardzo pasuje do wojny, ale tak się składa, że obraz, którym się tu zajmuję, namalował batalista. Horace Vernet – bo tak się nazywał – jest autorem wielu wybitnych obrazów z epoki napoleońskiej. „Bitwa pod Wagram”, „Śmierć księcia Józefa Poniatowskiego”, „Grenadier spod Waterloo”, to najbardziej znane dzieła tego artysty. Ale nawet batalista nie musi w kółko malować ludzi w charakterze trupów albo kandydatów na trupy. Dlatego w dorobku Verneta jest i ten obraz pod tytułem „Rafael i papież Leon X”. Nie ma tu grzmotu i łomotu, nie ma krzyku i kwiku, a na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie ma także tytułowego papieża Leona X. W centrum jest za to wspomniana pani z dzieckiem, w spokojnej, sielankowej pozie. Jej postać szkicuje Rafael Santi, wybitny malarz renesansu. To ten mężczyzna w pomarańczowym płaszczu. Papież jest dopiero na drugi rzut oka – tam u góry, w cieniu parasola. I właśnie to mnie w tym obrazie zauroczyło, bo to jest jakby migawka z normalnego dnia namiestnika Chrystusa.
Watykański dzień
Nie znam drugiego takiego malowidła, na którym papież byłby pokazany tak po ludzku. Zazwyczaj, gdy przedstawiało się następcę św. Piotra, to w pakiecie z nim była dostojność, wyniosłość, godne spojrzenie, władcza postawa. Tak jakby papież nigdy nie schodził z piedestału, jakby nie spacerował, nie odpoczywał, ani nawet jakby nie miał zwykłych uczuć. A tu masz – Vernet pokazał papieża, który zjawia się niby przypadkowo i ukradkiem podgląda tę samą scenę, którą my oglądamy. Mało tego – kładzie palec na ustach, żeby nie przeszkadzać swoim pojawieniem się Rafaelowi. Bo Rafael, podobnie jak otaczający go mężczyźni, nie widzi papieża – w innym wypadku nie stałby odwrócony do niego tyłem. Leonowi X jednak najwyraźniej podoba się cała scena, dlatego drugą ręką daje znak Bramantemu (to ten człowiek z planami w ręku), żeby na chwilę przestał gadać. Bo Bramante prawdopodobnie chce mu coś powiedzieć na temat bazyliki św. Piotra, którą wtedy przebudowywał. To było olbrzymie dzieło, które po śmierci Bramantego poprowadzi Rafael, a po jego przedwczesnej śmierci Michał Anioł Buonarroti. Wszyscy ci trzej znakomici artyści są widoczni na obrazie. Michał Anioł to ten mężczyzna w lewym dolnym rogu, trzymający przybory malarskie i rapier. Wygląda na trochę obrażonego i z tego powodu chyba zaraz „wyjdzie” z obrazu. Być może to efekt złośliwej wymiany zdań z Rafaelem, do jakiej kiedyś doszło. „Otaczasz się ludźmi jak dostojnik” – miał powiedzieć rywalowi Michał Anioł. „A ty idziesz samotny jak kat” – odciął się Rafael. No cóż, wielcy artyści rzadko się lubili. Ponieważ zaś Leon X chętnie gromadził wokół siebie artystów, ci musieli się ze sobą spotykać – podobnie jak na tym obrazie. To zaś sprawiało, że nieraz między nimi iskrzyło. Na szczęście po tych niesnaskach za wiele śladów nie zostało, zostały za to owoce ich geniuszu.
Coś o Vernecie
No dobrze, ale ja nie o artystach renesansu chciałem pisać, lecz o Vernecie, który był artystą początku XIX wieku. Jak typowy Francuz tamtego czasu, był wielbicielem Napoleona – zwłaszcza do czasu, gdy przed francuskim cesarzem drżało pół świata. Vernet zresztą nawet potem, gdy Napoleon przegrał, nieraz wracał do jego epoki. Potem jednak zafascynował się Afryką. Był przekonany, że to jest kontynent przyszłości, a dla Francji to „kopalnia złota”. Sam nawet nabył w północnej Afryce spory kawał ziemi. Od tamtego czasu w jego obrazach pojawiają się ludzie pustyni, czasem w roli postaci biblijnych. Vernet uważał – chyba słusznie – że oni w wyglądzie nie zmienili się od czasów biblijnych, więc wystarczy ich sportretować z odpowiednimi dodatkami i odpowiednio nazwać – i już mamy scenę biblijną.
To trochę podobne do mojej rubryki. Wystarczy trochę pozmieniać – i już mamy fałszerstwo.
No to miłego szukania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.