nasze media Mały Gość 12/2024

Sir Frederic Leighton (1830–1896)

dodane 18.07.2006 16:01

I MOŻE WYDAŁO ZMARŁYCH CO W NIM BYLI

Ale obraz, co? Straszny, co? Jeśli ktoś nie wie, o co tu chodzi, powinien spojrzeć na tytuł, a brzmi on: „I morze wydało zmarłych, co w nim byli”.

Teraz pewnie dalej nie wiecie, o co chodzi. To powiem: o chwile poprzedzające sąd ostateczny. Tak wyobrażał je sobie angielski malarz sir Frederic Leighton. Tytuł jest cytatem z ostatniej księgi Nowego Testamentu, czyli z Apokalipsy. Spisano tam wizje świętego Jana o rzeczach przyszłych, ostatecznych. Jan widział coś, co ludzki język z trudem może opisać. Dlatego Apokalipsa jest pełna obrazów, liczb i słów, których znaczenie nie zawsze jest jasne.

Leightona szczególnie zainteresował fragment rozdziału 20: „I ujrzałem umarłych – wielkich i małych – stojących przed tronem, a otwarto księgi. I inną księgę otwarto, która jest księgą życia. I osądzono zmarłych z tego, co w księgach zapisano, według ich czynów. I morze wydało zmarłych, co w nim byli, i Śmierć, i Otchłań wydały zmarłych, co w nich byli, i każdy został osądzony według swoich czynów”.
Wydające zmarłych „morze” widać u dołu obrazu. Z atramentowych odmętów wydobywa się grupa ludzi, jakby rodzina. Jak na razie tylko mężczyzna w centrum wygląda na żywego. Jego żona, jeszcze trupio blada, zwisa bezwładnie na prawym ramieniu męża. Chłopak obejmujący wpół mężczyznę to pewnie syn. On też jeszcze na specjalnie żywego nie wygląda. Cała trójka idzie w górę za sprawą jakiejś niewidocznej a potężnej siły.

Mężczyzna patrzy w górę. Po twarzy znać, że widzi coś niezwykłego, czego my nie dostrzegamy, bo znajduje się poza obrazem. Ślad tego „czegoś” zwiastuje pomarańczowy odblask w kotłujących się obłokach po prawej. Artysta nie zamierzał nam tego pokazywać, bo uznał, że dużo lepiej zrobi to wyobraźnia widza. Na tym polega geniusz artysty, żeby pobudził wyobraźnię odbiorcy, a nie ją wyręczał (a właściwie „wypędzlał”).

Zresztą jak miał pokazać potęgę i grozę „dnia ostatniego”? Wszystkie ludzkie przedstawienia są niczym wobec tego, jak będzie to wyglądało naprawdę.
Leighton zatem zrobił „skrót” i zamiast pokazywać scenę sądu, zawiesił widza w oczekiwaniu na to, co się stanie. Patrzymy na ludzi opuszczających groby, a myślimy o tym, co oni widzą. I o sobie myślimy. Stawiamy się w ich sytuacji, a jest się w co wczuwać, bo my też pokicamy na sąd w trumiennych lakierkach.

Z obrazu wieje grozą. Powiększa ją to, co dzieje się z tyłu, za idącą na sąd rodziną. Widać tam nieboszczyków w pełni godnych tego miana. Postać u dołu wygląda całkiem nieświeżo i raczej nie chcielibyście takiej spotkać po zmroku. Za dnia zresztą też nie bardzo. W dodatku na lewo od tej przemiłej postaci widać wynurzające się z piany jakieś nogi. Powyżej znowu jakiś owinięty w płótno umarlak gramoli się spod czegoś wyglądającego na pokrywę trumny. Jego sylwetkę podkreśla obłok, oświetlony blaskiem „stamtąd”. Chociaż obłok jest jasny, to nie poprawia nastroju, raczej wzmaga niepokój. Podobnie jest zresztą z ludźmi po prawej stronie obrazu. Mężczyzna przysłaniający oczy i grupa ludzi na podobieństwo mumii – to wszystko sprawia, że człowiekowi jest jakoś nieswojo.
No i bardzo dobrze, bo o to chodziło. Obraz ma skłonić do pomyślenia nad tym, co będzie naprawdę na końcu.

To nie jest typowy dla Frederica Leightona obraz. Może w formie, ale tematykę wybierał zwykle mniej niepokojącą. Tyle że wtedy był młodszy. To dzieło powstało dwa lata przed jego śmiercią. Być może myślał też o sobie, o rozliczeniu z własnego życia.
A życie miał bogate. Dosłownie. Miał dopiero 25 lat, gdy jego obraz kupiła brytyjska królowa Wiktoria. A ta najpotężniejsza władczyni ówczesnego świata nie kupowała byle czego. Uznanie królowej przełożyło się nie tylko na pieniądze, ale i zaszczyty, bo pan Leighton dostał tytuł barona. Był więc lordem i mówiło się do niego „sir”. Dzień przed śmiercią jako pierwszy z angielskich artystów otrzymał godność para. Raczej wątpliwe, żeby to mu wtedy było do czegoś potrzebne, ale za to przydało się tym, co o nim piszą. Na przykład Frankowi fałszerzowi.

Co? Chcecie wiedzieć, co to takiego par? Pomyślcie lepiej nad własnym sądem ostatecznym. No i poszukajcie fałszerstw. Wszystkich ośmiu.

« 1 »
DO POBRANIA: |
oceń artykuł Pobieranie..