Zwróciliście uwagę, jak wyglądają kartki świąteczne, które wysyłacie albo otrzymujecie? Aha, nie zwróciliście. No właśnie.
One są w większości jakieś takie sztampowe, że człowiek po prostu ich nie widzi. Już nie mówię o choinkach, bałwankach i bombkach, ale o scenach „betlejemskich”. Ja wiem, trudno wymyślać coś nadzwyczajnego, skoro wszystko kręci się ciągle wokół tej samej sceny. Niektórzy artyści jednak potrafią. Powiedzcie sami, czy poniższy obraz nie zwraca waszej uwagi? Ja w każdym razie, przeglądając stos kartek, na takiej oko bym zawiesił. Tam jest jakiś „wieszak”. Coś tkwi w atmosferze tego obrazu, że zaczyna się przy nim myśleć. Pewnie dlatego, że artysta zrobił unik. Zamiast tradycyjnie pokazać narodzonego już Pana Jezusa z Maryją i Józefem, cofnął się w czasie o jakąś godzinę. No, może godzinę i trzydzieści siedem minut. Jesteśmy wciąż w „cichej nocy, świętej nocy”, ale najważniejsze dopiero się wydarzy. Na razie napięcie wzrasta. Józef próbuje przekonać jakieś babsko w oknie, że niestety, ale ktoś tu naprawdę potrzebuje noclegu. Maryja z kolei siedzi na środku drogi i odwraca głowę w takim geście, że litość bierze. I świetnie, bo to znaczy, że obudziły się w oglądającym jakieś uczucia. On „wszedł” w obraz. Trudno byłoby to osiągnąć, gdyby autor pokazał scenę po urodzeniu się Jezusa, bo wtedy już wszystko wiadomo, akcja skończona, zero adrenaliny.
A któż to ten autor? Ano Luc Olivier Merson. Wymawia się to z francuska, czyli tak, wiecie, „ą, ę”. Najgorzej jest z tym Lucem. Znacie Luca Bessona? Nie znacie? No to jego imię wymawia się tak samo.
Otóż ten Merson był gwiazdą w drugiej części XIX wieku. Jego malarstwo bardzo się wtedy w Paryżu podobało. Pan Luc otrzymywał zamówienia na potężne malowidła, na przykład w paryskim ratuszu. Ale tworzył też zupełnie niewielkie obrazy, ilustracje do książek, a nawet projektował banknoty.
Są tacy, którzy uważają, że jak się ludziom czyjeś malarstwo podoba, to ten malarz jest pacykarz. Może dlatego malarstwo Mersona nie należy obecnie do najbardziej cenionej sztuki świata. Ale właściwie co z tego? Ważne, czy przechodząc koło jakiegoś jego dzieła, zatrzymalibyście się przy nim z zainteresowaniem.
Ja strasznie rzadko wysyłam kartki pocztowe. Pamiętam tylko jedną, bardzo ciekawą. Przedstawiała trzech króli idących w jakiejś takiej piaskowej zadymce. Postanowiłem wysłać ją przyjaciołom, a ponieważ było już dawno po Bożym Narodzeniu i nawet po święcie Trzech Króli, napisałem, że ci królowie już wracają do domu.
Gdyby to była taka typowa kartka z trzema królami, ludzkość nie otrzymałaby od mnie życzeń poświątecznych.
Kartka zrobiona z obrazu Mersona też byłaby dobra, tylko trzeba ją wysłać przed Świętami.
Fałszerstw jest osiem.
Wasz Franek fałszerz
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.