Niech mi nikt nie gada, że ten obraz nie zrobił na nim wrażenia.
Gdyby nie zrobił, to by się autor w grobie przewrócił – a przebywa w nim już dobre 150 lat. Autorem jest Paul Delaroche, Francuz, i dlatego czyta się „pol delarosz”.
Otóż ten Delaroche właśnie po to malował, żeby zrobić wrażenie. Zresztą nie on jeden, bo wtedy właśnie królował akademizm, o którym już sporo pisałem, a wyście nie czytali. Dlatego wspomnę tylko, że akademizm królował w sztuce XIX wieku, a jego ważną zasadą było „zadowolić umysł”. Czyli że temat i sposób jego pokazania był ważniejszy niż zabawy z kolorem. Artyści chętnie więc zaglądali do historii, wyciągając z niej co ciekawsze kawałki. To wtedy u nas tworzył Matejko, ale on to robił „dla pokrzepienia serc”, bo Polskę akurat trudno było znaleźć na mapie. W krajach, gdzie nie było takich problemów, sercami zajmowali się tylko lekarze, a artyści skupili się na wspomnianym już robieniu wrażenia. Nasz Paul Delaroche upodobał sobie historię Anglii. Dlaczego akurat Anglii? Odpowiadam: A dlaczego nie? No i dzięki tej jego pasji Anglicy do dzisiaj wyobrażają sobie część swojej historii tak, jak on im to podpowiedział. Bo trzeba przyznać, że robił to umiejętnie. Nie żeby tam zaraz jakieś masakry pokazywał. Nie, on był człowiek elegancki. On pokazywał sceny „tuż przed”. Wszystko jest jeszcze na swoim miejscu, ale wyobraźnia widza tym bardziej wchodzi w akcję i zaczyna sobie robić własny „film”. Patrzysz na takie coś i przeżywasz wszystko razem z bohaterem. Siła takiego obrazu leży właśnie w tym, co ty sobie uruchomisz w głowie. Geniusz artysty polega na doprowadzeniu do tego, żeby te tryby w mózgu kręciły ci się jak najprędzej. A nikt nie powie, że malarz pławi się we krwi. Oczywiście każdy chętnie przy takim obrazie dowie się, o co tu właściwie chodzi. Sprawę wyjaśnia już tytuł, czyli „Ścięcie lady Jane Grey”. A oglądacz pyta wtedy: „A kto to taki, ta Grey?”. Śpieszę donieść, że Jane Grey była krewniaczką króla Henryka VIII. Władca ów zasłynął wprowadzeniem w Anglii własnego Kościoła i tym, że spośród sześciu żon mało którą pochowano z głową na karku. Po śmierci Henryka panował jego małoletni syn, ale zmarł nie doczekawszy 16 lat. A potem zaczęły się problemy, bo w kolejce do tronu były już tylko kobiety. Jedną z nich – i najbardziej uprawnioną – była Maria, nazwana później Krwawą Mary. Może ona by i nie była taka krwawa, gdyby nie powtarzające się spiski. Jednym z największych była próba osadzenia na tronie „konkurencji”, czyli właśnie młodej Jane Grey. Dziewczyna została wplątana w całą aferę, bo na jej plecach do władzy chciał się wspiąć kto inny, ale tak wyszło. Spisek się nie udał, bo lud Anglii poparł Marię. Potem zaczęły się aresztowania i egzekucje. No i lady Grey była bez szans. Ścięto ją w lutym 1554 roku. Takie ważne figury miały przywilej bycia ściętym w więzieniu, a nie na widoku publicznym. Zanotowano, że Jane była bardzo opanowana, do samego końca modliła się. Delaroche zadbał o wierność szczegółom, wiemy na przykład, że przy śmierci lady Grey obecne były dwie damy dworu. Widzimy je tu mdlejące z rozpaczy. Delaroche był pod tym względem bardzo staranny. Zwróćcie uwagę choćby na
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.