Zbliżał sie Adwent 2004 roku. Odwiedzili mnie przyjaciele z Rybnika. Zapytali, czy na Słowacji są Roraty. Niestety, za komuny zakazane było wszystko. Nie było kolędy, nie było Rorat, z młodzieżą pracowaliśmy tylko nieoficjalnie. Klasztory były pozamykane. Jedynie mogliśmy odprawiać Msze i udzielać sakramentów. Roraty pamiętali tylko starsi ludzie, jeszcze z czasów przedwojennych. Dzieci nie miały o tym pojęcia.
Poprosiłem więc znajomych, aby jak najszybciej wysłali mi grudniowy numer „Małego Gościa”. Dowiedziałem się więcej. Przeczytałem, na czym polegają Roraty. Szybko zadzwoniłem do redakcji z zapytaniem, gdzie mogę jeszcze zdobyć materiały, bo do rozpoczęcia Adwentu zostały dwa dni. Dowiedziałem się, że w Bielsku-Bialej. (Terchova jest oddalona o 50 km od granicy polskiej. Najbliższe przejście graniczne jest w Zwardoniu).
Teksty tłumaczyliśmy na bieżąco. Co wieczór przeklejaliśmy podpisy na obrazkach.
Zawsze miałem kilku ochotników do pomocy.
Dzieci przychodziły na Roraty bardzo chętnie. Tylko nie wszyscy rodzice byli przekonani, że ich dzieciom potrzebna jest pobudka o godzinę wcześniej. W końcu zadecydowały dzieci: po prostu przychodziły na Roraty. Codziennie 50, 60 osób.
W następnym roku już wcześniej skontaktowałem się z redakcją. I tak już szósty rok udaje nam się przygotowywać Roraty. To już tradycja u nas – w kraju Janosika, w Terchovej, niedaleko Żyliny.
W tym roku na Roraty o Janie Marii Vianneyu przychodzi około 100 dzieci. Wielu rodziców przekonało się do Rorat i uczestniczą razem z dziećmi. A nasi seniorzy są szczęśliwi, że odnowiono w ich parafii tak piękną tradycję Rorat.
Tłumaczymy „małogościowe” Roraty, zamieszczamy je na stronie internetowej parafii (www.terchova.fara.sk). A od trzech lat korzysta z nich wielu też księży z innych parafii słowackich.
Bóg zapłać przyjaciołom z Rybnika za podpowiedź. I wielkie dzięki redakcji „Małego Gościa”, która jest zawsze gotowa do pomocy.