Witam Was serdecznie w języku, luganda, który wraz z angielskim są oficjalnymi językami w środkowo-wschodnim kraju Afryki – Ugandzie, często zwanej „Perłą Afryki”. Piękna, malownicza flora i fauna, niezwykli ludzie....
Spędziłam tam niesamowity rok i 3 miesiące jako postulantka. Mieszkałam w ośmiu osobowej wspólnocie, gdzie każda z nas pochodziła z innego kraju (Francja, Niemcy, Kanada, USA, Hiszpania, Uganda i Polska).
Nasz murowany dom charakteryzował się prostym stylem, posiadał jednak wygody takie jak wodę i elektryczność, (chociaż z tym różnie bywało). Żyłyśmy w bliskim sąsiedztwie z ludźmi. Tuż obok znajdował się szpital, lokalne Zgromadzenie Sióstr, a także szkoła z internatem dla dziewcząt, która dawała nam wiele radości, ale i uczyła cierpliwości. Bardzo często byłyśmy odwiedzane przez dzieci, nawet podczas kilku minutowych przerw pomiędzy zajęciami, co było bezwzględnie zakazane przez dyrektora szkoły.
Każda z siostr w naszej wspólnocie wykonywała pracę w zależności od wyuczonego zawodu, zdolności i potrzeb.
Moja misją była współpraca z organizacją wspierającą chorych na AIDS –TASO (The AIDS Support Organisation). Aby przybliżyć Wam moja codzienność, opiszę pokrótce swój plan dnia.
Otóż 5.30 pobudka i indywidualna modlitwa – medytacja ignacjańska. 7.00 Msza św. w parafialnym kościele. Następnie śniadanie. Do pracy dojeżdżałam około 20 min. tzw. taxi-minibusem, który dowoził ludzi do miejsc ich zatrudnienia. O 8.30 rozpoczynałam pracę, tj. rejestrowałam wszystkich przychodzących do kliniki (przeprowadzałam krótki wywiad), a później w zależności od potrzeb kierowałam daną osobę do kompetentnej załogi, która udzielała pomocy w klinice. Ludzie przychodzący do nas to zwykle pacjenci z wysoko zaawansowanym stopniem choroby AIDS oraz Ci którzy przybywali pierwszy raz chcąc przetestować swoja krew. Niektórzy z nich zwierzali się ze swojego złego samopoczucia niewiedząc, co się z nimi dzieje. Byli i tacy, którzy zostali wysłani przez swoich członków rodziny. Pacjenci TASO otrzymywali pomoc medyczną i psychologiczną, która również jest niezbędna oraz duchową poprzez wspólne modlitwy. Bez względu na przynależność religijną jednoczył ich Jeden Bóg. Dla wielu z nich pobyt w klinice był czasem, kiedy nie byli sami i mogli podzielić się z innymi swoimi radościami i smutkami.
Praca ta dawała mi dużo satysfakcji, przede wszystkim ze względu na bezpośredni kontakt z ludźmi i dzięki temu uczestniczyłam w dobrych i tych złych momentach ich życia. Wyzwaniem było poczucie bezsilności w cierpieniu, szczególnie zaprzyjaźnionych mi osób. Nauczyłam się również wdzięczności Bogu za „najmniejsze” rzeczy i wydarzenia. Byłam tam jedyną Europejka – białą osobą, a zatem aby zdobyć zaufanie tych ludzi „musiało upłynąć trochę wody w rzece” mimo, że generalnie Ugandyjczycy są bardzo przyjaźni i gościnni.