Kapłan odszedł od ołtarza, przeszedł przez połowę kościoła i wyprowadził na środek dwóch chłopców. Podał publicznie ich imiona i powiedział: - Wy już niestety nie będziecie mieli okazji przeprosić. Nie zostajecie dopuszczeni do Bierzmowania. Chciałbym też porozmawiać z waszymi rodzicami.
Spotkanie bierzmowanych, 20.11.2007
Ksiądz Dariusz później określił to tak: "Doświadczam tego raz na miesiąc - czuję się jak na dworcu. I to nie takim małym dworcu jak w Rybniku czy Żorach, tylko przynajmniej takim jak we Frankfurcie. No, ale powoli nad tym pracujemy."
Przed kościołem byłam trochę wcześniej, ale wolałam pójść sobie i przyjść "na styk", z powodu osób z Gimnazjum nr 1 rzucających śniegiem w uczniów "Dwójki". Po wejściu do kościoła - istotnie, jak we Frankfurcie (mimo że nigdy tam nie byłam). Jak zwykle na takich spotkaniach nikt nie zwracał uwagi na stojącego przy ambonie księdza.
Kiedy w końcu zrobiło się w miarę cicho, ksiądz powiedział.
- Nie powinno być z nami dzisiaj dwóch osób (wymienił imiona). Ale są i bardzo mnie prosiły, żeby mogły coś powiedzieć.
Spojrzałam i zobaczyłam... dziewczyny, które podczas ubiegłego spotkania zachowywały się skandalicznie (przeklinały, kopały mnie, niszczyły ławki i śpiewniki itd itd). Pierwsza podeszła do specjalnie przyniesionego mikrofonu i oznajmiła:
- Chciałam wszystkich przeprosić za moje zachowanie miesiąc temu, ponieważ rozmawiałam i śmiałam się bez przerwy.
Potem druga:
- Ja również przepraszam za to, że robiłam TO CO ONI.
Zapadła cisza. Rozległy się tylko pojedyncze śmiechy, jednak umilkły gdy ksiądz oznajmił, że nie widzi w tym nic śmiesznego.
Rozpoczęła się Msza, jednak widać było zaangażowanie tylko ze strony kilku osób, księdza i organistki. Czy naprawdę współcześni gimnazjaliści nie wiedzą co należy odpowiadać na wezwania, np. "Pan z wami"?
Dziewczyny, które przepraszały, zachowywały się nieomal przykładnie. Za to uczennice naszej "elitarnej" szkoły, korzystając z tego, że siedziały dalej, wygłupiały się, dosłownie jak małe dzieci. Ale myślę, że już nie będą tego robić...
Po Mszy ksiądz rzekł:
- TERAZ WAM POKAŻĘ CO TO ZNACZY BYĆ SŁOWNYM.
(On często powtarza: "Jestem słowny", ale do tej pory było to traktowane jak gadka-szmatka).
A więc kapłan odszedł od ołtarza, przeszedł przez połowę kościoła i wyprowadził na środek dwóch chłopców. Podał publicznie ich imiona i powiedział:
- Wy już niestety nie będziecie mieli okazji przeprosić. Nie zostajecie dopuszczeni do Bierzmowania. Chciałbym też porozmawiać z waszymi rodzicami.
Tym razem było o wiele lepiej niż ostatnio. Do Komunii przystąpiła około połowa obecnych w kościele. Myślę, że od tej pory będzie coraz NORMALNIEJ.