nasze media Mały Gość 12/2024

Franciszek Kucharczak

dodane 07.08.2007 12:59

Wierni na śmierć; Rzym; maj 1572

6 maja 1527 roku to nie był dobry dzień dla Rzymu. Ani w ogóle dla nikogo. To był dzień wielkiego wstydu dla chrześcijan, którzy okazali się dla siebie gorsi, niż dzicy barbarzyńcy.

Zaczęło się od wczesnego rana. Na mury od strony dzielnicy Borgo ruszyły z drabinami tysiące żołnierzy katolickiego cesarza Karola V. Atakowali z ogromnym zapałem, bo wiedzieli, że Rzym nie ma wielu obrońców, jest tam za to mnóstwo rzeczy do zrabowania. Rozległa się wściekła kanonada z dział i lżejszej broni. Do szturmu ruszyli niemieccy lancknechci, szczególnie zawzięci na papieża, bo niedawno porzucili katolicyzm dla nauk Marcina Lutra. Szturm obserwował Karol de Bourbon, dowódca wojsk cesarskich. Stał u podstawy muru, gdy nagle ugodziła go kula wystrzelona z arkebuza. Zmarł natychmiast. W bitewnym zgiełku mało kto się zorientował, że wojsko straciło dowódcę, więc walka trwała. Napastnicy w końcu wdarli się do miasta. Drogę zastąpiło im 189 gwardzistów szwajcarskich. Byli na służbie papieskiej od dwudziestu lat, ale to, co stało się wtedy, miało trwale związać ich z Watykanem.
Szwajcarzy nie cofnęli się przed nawałą atakujących. Doszło do zażartej walki na miecze, tasaki, rapiery. W ruch poszły też halabardy, którymi szczególnie biegle posługiwali się gwardziści. Żadna siła nie mogła jednak powstrzymać tak wielkiej przewagi liczebnej ludzi cesarza. „Nasi wkroczywszy, złupili całe Borgo i wymordowali prawie wszystkich, którzy się tam znajdowali, biorąc niewielu jeńców” – donosił potem w liście do cesarza jego sekretarz. Na pobojowisku, w pogiętych pancerzach leżało 147 gwardzistów szwajcarskich. Nieliczni, którzy przeżyli, byli ciężko ranni.
Dzięki męstwu Szwajcarów papież Klemens VII zdążył opuścić pałac apostolski i zamknąć się w zamku Anioła. Załoga tej potężnej twierdzy skapitulowała dopiero po miesiącu oblężenia. Zanim jednak do tego doszło, Rzym został straszliwie złupiony. Takich zniszczeń, jakie wówczas poczyniło pozbawione dowódcy wojsko, nie spowodował nikt ani wcześniej, ani później.
Plądrowanie, morderstwa i gwałty nie ustawały przez wiele dni. Ofiarą zdziczałych hord padło 20 tysięcy mieszkańców miasta. Żołdacy nie podarowali ani jednemu kościołowi, ani jednemu klasztorowi. Po ich przejściu znikały wszelkie cenne rzeczy, a czego nie mogli zabrać, niszczyli. Utrącali głowy i ręce starożytnym posągom, paradowali w powyciąganych z kościelnych szaf ornatach, rozrzucali relikwie. W Bazylice św. Piotra urządzili stajnię dla koni. Ta katastrofa przeszła do historii pod nazwą „sacco di Roma” – plądrowanie Rzymu.
Rzymianie długo dochodzili do siebie. Wiele bezcennych rzeczy przepadło na zawsze. Pozostała jednak pamięć bohaterskich obrońców Wiecznego Miasta. Odtąd gwardziści szwajcarscy służą kolejnym papieżom jako najwierniejsza straż. Swoje święto obchodzą 6 maja, w rocznicę śmierci dzielnych poprzedników, dla których bezpieczeństwo papieża i honor były ważniejsze od życia. Składają wtedy przysięgę wierności papieżowi i jego następcom.

* * *
Papieska Gwardia Szwajcarska istnieje od 1506 roku. Dziś liczy około 110 osób. W jej skład wchodzą wyłącznie katoliccy obywatele Szwajcarii. Podstawowa służba trwa dwa lata. Do zadań gwardzistów należy zapewnienie bezpieczeństwa papieżowi, kontrola wejść na teren Państwa Watykańskiego i lustracja pałaców papieskich. Przy okazji wizyt różnych osobistości gwardia pełni rolę kompanii honorowej. Stroje, w których chodzą papiescy Szwajcarzy, nie zmieniły się do dziś, podobnie jak uzbrojenie, na które składają się halabarda i miecz. Każdy gwardzista umie posługiwać się również nowoczesną bronią.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..