Pius IX zbolałym wzrokiem wpatrywał się w wyprostowanego jak struna generała Kanzlera. – Niech pan każe wywiesić białe flagi – powiedział jakby z wysiłkiem. Minister wojny Państwa Kościelnego skinął głową i wyszedł bez słowa. Od tej chwili już nie był ministrem. Od tej chwili nie było już Państwa Kościelnego.
Upalne wrześniowe słońce stało w zenicie, kiedy nad kopułą bazyliki watykańskiej zawisły flagi oznajmiające kapitulację. Poddawał się ostatni skrawek Państwa Kościelnego. Przez wyłom w starożytnych murach aureliańskich wlewała się włoska piechota. Za nimi widać było paszcze armat, które po sześciu godzinach kanonady otwarły przejście do centrum Rzymu. Nie było to zbyt trudne, bo z rozkazu papieża opór był nikły. Teraz Pius IX siedział zrezygnowany w Watykanie, czekając na rozwój wypadków. Nie schronił się w Zamku Anioła, dokąd wielokrotnie uciekali zagrożeni papieże. Z okien pałacu widział, jak mury tej potężnej twierdzy opuszcza załoga. – Co teraz będzie z Kościołem? – kołatało mu się po umęczonej głowie. Nie umiał sobie wyobrazić, jak Kościół ma istnieć bez własnego państwa.
Trudno było to sobie wyobrazić. Kościół miał swoje państwo ze stolicą w Rzymie ponad tysiąc lat. Przez ten czas każdy papież był nie tylko głową Kościoła, ale również zupełnie ziemskim władcą. Państwo Kościelne miało licznych poddanych, armię, ministerstwa, policję, podatki, więzienia – po prostu wszystko, co potrzebne do utrzymania porządku w każdym zwykłym kraju. Dzięki temu średniowieczni władcy musieli się z papieżem liczyć i – choć próbowali – nie mogli go sobie całkiem podporządkować. Ale mieszkańcy półwyspu Apenińskiego od pewnego czasu chcieli się zjednoczyć i z kilku państw stworzyć jedno. W ten sposób powstawało królestwo Włoch. Na przeszkodzie do pełnego zjednoczenia stało już tylko Państwo Kościelne.
Włosi nie wyobrażali sobie, żeby w ich państwie zabrakło największej perły – Rzymu. Armia papieża była zbyt słaba, żeby się obronić. Kiedy wspierające ją w ostatnich latach wojska francuskie odeszły, do Rzymu podeszła pięćdziesięciotysięczna armia Włoch. Wojska papieskie na ich widok złożyły broń. Pozostał już tylko garnizon Rzymu, ale Pius IX wiedział, że opór jest daremny. Kazał więc tylko na znak protestu zamknąć bramy miasta i bronić się do momentu, gdy przeciwnik sforsuje mury. Stało się tak przed południem 20 września 1870 roku. Wtedy Państwo Kościelne skapitulowało. Papież zamknął się w Watykanie i choć żył jeszcze osiem lat, nigdy nie wyszedł na zewnątrz. Ogłosił się „więźniem Watykanu”, żeby pokazać światu, że nie zgadza się z tym, co się stało.
Ale najdziwniejsze było to, że właściwie nic złego się nie stało. Okazało się, że papiestwo, zamiast przestać się liczyć w świecie, właśnie od tamtego czasu zaczęło się cieszyć większym szacunkiem. Papieże nie byli już obciążeni sprawami, którymi zajmowali się królowie, a przez to ich głos w sprawach wiary zaczął brzmieć donośniej. 60 lat po upadku Państwa Kościelnego Włochy uznały, że Watykan jest suwerennym państwem. Dzięki temu papież jest niezależny od władzy świeckiej, a do spraw państwowych nie potrzebuje zbyt wielu ludzi. A to dlatego, że Watykan jest najmniejszym państwem świata. Jego powierzchnia wynosi 0,44 km kw., a zamieszkuje je ledwo tysiąc ludzi. Mimo to znaczenie tego państwa jest ogromne.
Józef Stalin, przywódca Związku Radzieckiego, wyraził się kiedyś lekceważąco o głowie Kościoła. – A ile dywizji ma papież? – zapytał z szyderstwem w głosie. Myślał, że tylko liczba żołnierzy daje siłę. Stalin nie wiedział, że kilkadziesiąt lat później słowa bezbronnego papieża przyczynią się do rozwalenia zbrodniczego imperium, które zbudował.
Gdyby Państwo Kościelne nie upadło, papież pewnie byłby słabszy. Nigdy nie wiadomo, co naprawdę jest nieszczęściem.
(Mały Gość 9/2004)