Wieczór zapadał nad bawarskim jeziorem Starnberg. Wzdłuż brzegu biegali ludzie z pochodniami. Ich nerwowe nawoływania pozostały bez odpowiedzi. Po godzinie dostrzeżono ciemniejące na wodzie przedmioty. Okazało się, że to płaszcz i marynarka monarchy. Ludzie na łodziach przeczesali dno. Przed północą wydobyli z wody dwa ciała: Ludwika II Wittelsbacha i doktora Guddena.
Do dziś śmierć bawarskiego króla, choć minęło od tamtego dnia 118 lat, jest niewyjaśnioną zagadką. Jedni mówią, że król chciał popełnić samobójstwo, a pilnujący go lekarz próbował temu zapobiec i w szamotaninie obaj utonęli. Inni twierdzą, że obaj zginęli, bo doktor Gudden chciał utopić swojego pacjenta, a ten się bronił. Wszystko to dziwne, choćby dlatego, że woda w tym miejscu sięgała nie wyżej niż do piersi dorosłego człowieka. Być może więc rację mają ci, którzy upierają się, że to było morderstwo polityczne?
Król Bawarii pod koniec swojego panowania stał się niewygodny dla władz w Berlinie. Na ich zamówienie grupa lekarzy z doktorem Guddenem na czele orzekła, że Ludwik jest niepoczytalny i należy go pozbawić tronu. Nikt go nie badał, lekarze zebrali tylko opinie innych osób. Zarzucano mu, że zachowuje się dziwacznie, stroni od ludzi, żyje w świecie swojej wyobraźni. Akurat to ostatnie było prawdą. Ludwik II upodobał sobie świat baśni. W odróżnieniu jednak od innych marzycieli on baśń uczynił rzeczywistością. Kiedy jako osiemnastoletni młodzieniec zasiadł na tronie, natychmiast wezwał do siebie Richarda Wagnera. Ten kompozytor tworzył opery oparte na średniowiecznych legendach, ale nikomu się te sztuki nie podobały. Z jednym wyjątkiem: Ludwik, kiedy pierwszy raz usłyszał dźwięki muzyki Wagnera, wpadł w zachwyt. – To właśnie ten człowiek! To właśnie taka muzyka! – powtarzał gorączkowo. Kiedy Wagner przybył, młody władca obsypał go pieniędzmi i kazał tworzyć. Kompozytor z dnia na dzień stał się sławny, a jego możny dobroczyńca postanowił sprawić dźwiękom jego utworów godne mieszkanie. Tak zrodził się pomysł zbudowania zamku, w którym zamieszkają baśnie, a wśród nich on – król i miłośnik świata wyobraźni.
Ludwik wybrał zalesione wzgórze u podnóża Alp. „To najpiękniejsze miejsce na ziemi, święte i niedostępne” – pisał w liście do Wagnera. Architekci stanęli do konkursu, ale wygrał dekorator teatralny. Na jego projekcie piętrzyły się jedna nad drugą wieże i wieżyczki, połączone korytarzami, pełne krętych schodów i zakamarków, w sam raz dla gnomów, strzyg i innych duchów. Potrzebne do tego było mnóstwo pieniędzy. Ludwik, po wyczerpaniu swojej kasy, zapożyczył się u różnych bogaczy, a wreszcie chciał zwrócić się do Francuzów. Tego już nie chcieli tolerować Prusacy z Berlina i to chyba zdecydowało o losie bajkowego króla. Ale zanim to nastąpiło, rajska okolica wzbogaciła się o zamek, jakiego świat dotąd nie widział. Prawdziwa siedziba dzielnych rycerzy, księżniczek uwięzionych w wieżach, czarnoksiężników i duchów. W zamku Neuschwanstein (bo tak go nazwano) wszystko jest niezwykłe. Ściany sal zdobią sceny z opowieści o Tristanie i Izoldzie, o Lohengrinie, rycerzach Okrągłego Stołu i wielu innych. Co krok to coś nowego. Gotyk miesza się z romantyzmem, styl romański z mauretańskim, a między tym takie niespodzianki, jak sztuczna jaskinia pełna stalaktytów i stalagmitów. Za oknami widać drzewa przyczepione do skał, kładki przewieszone nad przepaściami, a nawet wodospad, którego źródło bije gdzieś het w górze, poza zasięgiem wzroku. W zamku jest sala audiencyjna, w której półokrągłym zakończeniu stoi tron Ludwika. Na ścianach namalowano świętych władców, którzy jakby otaczają bawarskiego monarchę. Wśród tych postaci jest nasz święty królewicz Kazimierz.
Niestety, niedługo przyszło Ludwikowi mieszkać w tym zamku. Ogłoszony niepoczytalnym został przewieziony do rezydencji Berg. Kilka dni potem, 13 czerwca 1886 roku, zdetronizowany król nie wrócił z przechadzki. Po wyłowieniu jego zwłok stwierdzono śmierć przez utonięcie. Jak było naprawdę – nie wiadomo.
Po latach okazało się, że zamek Neuschwanstein jest jednym z najliczniej odwiedzanych miejsc na ziemi. Choć za życia zarzucano Ludwikowi trwonienie państwowych pieniędzy, okazało się, że zyski z samych biletów już wielokrotnie pokryły koszt budowy zamku, a Bawaria zyskała miliony turystów.
(Mały Gość 6/2004)