Hau, Przyjaciele!
Rodzice pojechali po dzieci n a Jasną Górę. A ja zostałem w domu i jestem dzisiaj Wielkim Ochroniarzem. Od rana tylko Pani Maria i ja. Na szczęście stara sąsiadka lubi wcześnie wstawać i zaraz po wyjeździe Pani i Pana otworzyła mi drzwi, zaprosiła do ogrodu i jeszcze powiedziała, abym był czujny. Uwielbiam dostawać takie polecenia, bo mogę sobie wówczas szczekać tyle, ile zapragnę. W niedzielę mam chociaż na kogo, gdyż tłumy idą do kościoła. A ja każdego podejrzewam o złe zamiary. Mówiąc prawdę, to tylko tak udaję, bo przecież wiele ludzi dobrze znam. Ale od czasu do czasu każdy pies musi poszczekać. Pani Maria ma podobno coraz gorszy słuch i kompletnie jej to nie przeszkadza. Gorzej z parafianami, którzy podjeżdżają na parking i stają blisko naszego płotu. Dzisiaj przyjechała w kilka samochodów jakaś spora rodzina. No to ja do ataku, by pokazać, kto tu rządzi, a oni na mnie, że mam być cicho, bo wiozą dziecko do chrztu. Zamilkłem i spoglądałem, jak wysoki pan i urocza pani wyciągają z fotelika pulchną dziewczynkę. Dokoła kręciła się duża panienka i śmieszny maluch, który zachwycił się mną, podszedł ufnie do płotu, trzymał sztachety, kompletnie nie myślał, że mogę go ugryźć. Wreszcie cała rodzina zebrała się, maleńką wsadzili do wózka, a do mnie jedna z pań mrugnęła i poleciła, bym pilnował samochodów. Widocznie zrozumiała, że mam tu ważną funkcję. Mogą spokojnie chrzcić dziecko, ja czuwam. Cześć, Tobi