Hau, Przyjaciele!
Miałem dzisiaj niezwykłą przygodę. No dobra, może nie ja miałem, ale Jadzia i Paulina. Wybraliśmy się z Panią do Trzęsacza. Trochę brzegiem morza, chwilami wysokim klifem. Dziewczyny były lekko naburmuszone, bo bracia umówili się w rówieśnikami poznanymi wczoraj na boisku i nie zgodzili się, by siostry im towarzyszyły. Dlatego Pani wymyśliła taką daleką wyprawę, której celem były ruiny kościółka w Trzęsaczu. Niezbyt mi się tam podobało, bo mnóstwo turystów, ja na smyczy, ciągle upominany i ciągnięty brutalnie. Na dodatek poszły do muzeum 15 południka, a ja zostałem na zewnątrz, przypięty do jakiegoś palika. Ruszyliśmy wreszcie z powrotem. Dziewczyny dojrzały niezwykłe lotnie unoszące się nad klifem i nad morzem. No i wbrew mojej woli dostały pozwolenie Pani, by i one mogły się wznieść w powietrze! Na nic moje skomlenie, warczenie, gdy je panowie przypinali. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, one piszczały z radości. Pani szalała z aparatem fotograficznym, a ja uspokoiłem się dopiero, gdy po 15 minutach wróciły dumne na ziemię. Współczuję ludziom, że gna ich ciągle jakiś niepokój, że mają takie dziwne marzenia, że nie posługują się instynktem, tylko podobno rozumem. Wieczorem będzie oglądanie zdjęć, filmików, wysyłanie ich do wszystkich. Ważne, że będę miał wtedy całe towarzystwo w pokoju, pod kontrolą. Cześć. Tobi.