Hau, Przyjaciele!
Nie tylko pogoda mnie wykańcza. Jest tak duszno, że nawet w moim niebyt grubym i gęstym futrze jest mi za gorąco. Ale z tym mogę sobie poradzić. Gorsze jest to, że każdy dzień przynosi niespodzianki. Oto wczoraj był koniec roku szkolnego. Nikt mi o tym wcześniej nie powiedział. A tu nagle szykowanie ubrań, walka o łazienkę, bieg do kościoła i tłumy dzieci spieszące na mszę. Nie dałem się zamknąć w mieszkaniu, tylko stanąłem przy płocie i poszczekiwałem dla zasady. Niestety, kilka starszych kobiet upomniało mnie. No tak, przecież kościół szeroko otwarty, więc przeszkadzam we mszy. Po południu wcale nie było świętowania z okazji świadectw, tylko wielkie sprzątanie chodnika, mycie okien, grabienie, podlewanie i sam nie wiem, co jeszcze. A każdy się spieszył i wszyscy mnie pouczali. Liczyłem dzisiaj na długie spanie, a tu cała rodzinka od świtu na nogach i stroją okna. Dzieci wybiegły, by przy plebani budować ołtarz. No i wtedy przypomniałem sobie, na czym polega Boże Ciało. Uwielbiam to święto. Siedzę ukryty w krzakach porzeczki przy samym płocie i słyszę każde słowo Ewangelii, obserwuję ludzi, a gdybym mógł, to bym śpiewał. A potem rodzina wraca zmęczona i zadowolona. Chwalą mnie, że nie szczekałem, a ja co roku pękam z dumy. W tym roku też tak będzie. Cześć. Tobi