Hau, Przyjaciele!
Już pogodziłem się z tym, że nastał taki okres w życiu dzieci, że nie mają dla mnie czasu. Zamiast pogrążyć się w smutku, zająłem się bardzo intensywnie opieką nad Michasią. Ma już 9 lat i wnet zacznie chodzić do III klasy. To podobno bardzo ważna sprawa, ale póki co szalejemy razem po ogrodzie, bawimy się w detektywów, śledzimy obce koty, które bezczelnie próbują wchodzić na nasz teren. Mamy swoją bazę w najdalszym kącie, gdzie nikt nam nie zagląda i gdzie Michasia gromadzi różne skarby. Ja też mam tu zakopane kilka starych kości. Tak na wszelki wypadek. Paulina i Kuba wrócili wczoraj z dalekiej pielgrzymki na Jasną Górę. Rodzice pojechali po nich już wczesnym rankiem, a ja byłem pod opieką pani Marii. Ale bawiłem się głównie z Michasią, zerkając oczywiście na furtkę i węsząc co jakiś czas. No i doczekałem się swojej rodzinki. Dzieci wróciły zmęczone, ale takie radosne, że według mnie mogłyby trwać w tym nastroju przez wiele miesięcy. No, a gdy się wykąpały, najadły i nagadały, to nagle Paulina zaproponowała spacer. I zabrała też Michasię, której dokładnie tłumaczyła, co się dzieje na pielgrzymce i umówiły się, że za rok poproszą mamę Michasi, by pozwoliła jej iść. A w ramach treningu będą robiły ze mną bardzo długie spacery. No to jest myśl! Ho, ho! Nikt się nie nadaje do treningu przed pielgrzymką tak jak ja. Kuba opowiada, że on to by chciał iść na jakiś szlak św. Jakuba aż do Hiszpanii. Proszę bardzo, mogę z nim nawet trenować osobno. Ale Pani powiedziała, że puści go dopiero po maturze. Hm, co to jest matura? Muszę się dowiedzieć. Cześć. Tobi.