Hau, Przyjaciele!
Jestem nad morzem, a konkretnie nad Bałtykiem w Niechorzu. Mieszkamy blisko latarni morskiej, na której, niestety, nie byłem. Czułem się pokrzywdzony, gdy Kuba i Paulina wchodzili po niezliczonej ilości schodów, a potem z zachwytem opowiadali o widokach. Na szczęście na plażę zawsze mnie zabierają. Wybieramy dziką, lewą jej stronę, gdzie jest mniej ludzi i więcej kamieni oraz psów. No i sam nie wiem, co jest najlepsze- wielkie bogactwo kamieni różnej wielkości czy też psy. Wczoraj podbiegł do mnie jakiś york, zawarliśmy kulturalną znajomość, a wtem słyszę, że jego właściciele wołają do niego dziwnymi, obcymi dla mnie dźwiękami. Trochę się zjeżyłem, ale Paulina zaraz mnie uspokoiła, że nie wypada być tak nieufnym wobec cudzoziemców, którzy postanowili spędzić w Polsce wakacje. Podniosłem więc dumnie głowę, odszedłem drobnym truchcikiem, udając, że mam ważną sprawę do załatwienia. No, w sumie to mam. Bo Pani siada za parawanem i w nieskończoność szydełkuje, Pan czyta, a ja pilnuję naszego małego gospodarstwa. Do tego codziennie przeżywam straszliwe rozterki, czy iść z dziećmi na wędrówkę wzdłuż plaży, czy trzymać straż przy rodzicach. Na ogół zostaję, bo podobno mogę wystraszyć małe dzieci bawiące się przy brzegu morza. No i dobrze. Zawsze znajdę dla siebie skrawek cienia. Trochę drzemię, ale głośnym szczekaniem lub groźnym warczeniem ogłaszam, że ja tu pilnuję swojej rodzinki. Cześć, Tobi