Hau, Przyjaciele!
Było tak pięknie! Spadł śnieg, przywieźli węgiel, który zrzucałem z Kubą i Łukaszem. To znaczy, oni zrzucali, a ja szczekałem i błagałem, by mi rzucali te cudowne czarne kamienie. Ukryłem sobie co najmniej 10 czarnych bryłek w różnych zakamarkach ogrodu. Będę się miał czym bawić. Niestety, już wczoraj pod wieczór, gdy leżałem obok pana na kanapie, usłyszałem pierwszy wybuch. Ze skowytem i drżeniem ukryłem się w toalecie. Nikt mnie nie mógł przekonać, że to tylko petardy. Mój psi instynkt jasno podpowiada śmiertelne niebezpieczeństwo. Gdy po godzinie ostrożnie wróciłem do pokoju, znowu strzeliło i to dosyć blisko. Paulina mnie tuliła, pocieszała, wyjaśniała, ale ja swoje wiem. Cała rodzina zastanawiała się, co ze mną zrobić w sylwestrową noc. Jak to co? Ukryjmy się gdzieś wspólnie, najlepiej w piwnicy. Mógłbym wykopać jamkę w węglu. Niestety, rodzina nie rozumie zagrożenia, szykują przyjęcia, pieką, smażą. A ja nie mam apetytu, bo co dojdę do siebie, to bliższy lub dalszy wybuch powoduje atak panicznego lęku. Ale to nic, mówią, że najgorsze dopiero przede mną. Nie wierzę. Cześć. Tobi.