Hau, Przyjaciele!
Szalałem ze szczęścia, gdy wreszcie wyjrzało słońce i to tak mocno, jakby mu się miesiące pomyliły. Kubę też roznosiła energia i już w sobotnie południe wziął mnie na daleki spacer. Myślałam, że tak mu na mnie zależy,abym był w dobrej kondycji, ale on miał w tym własny interes. Zaciągnął mnie w stronę starej cegielni, chociaż to nie moja trasa. Ale tam wybudowano niedawno wiele domków w zabudowie szeregowej. Szliśmy bardzo powoli nową uliczka, nawet się wciągnąłem w wąchanie różnych śladów, gdy nagle usłyszałem: "O, cześć, Kuba, co tu robisz?". "Nic takiego, pies mnie zaciągnął na spacer w tym kierunku." Ale oszukuje. Lecz ja Kubę rozumiem i nie tylko, że się nie obraziłem, ale postanowiłem mu pomóc. Podałem grzecznie łapkę dziewczynie, dałem się głaskać, aportowałem patyki. Chyba zacząłem przesadzać w nachalności, bo Kuba kazał mi biegać, wąchać, a oni ruszyli w stronę stawów pochłonięci rozmową. No i dobrze, bo ujrzałem piękną i bardzo sympatyczną bokserkę. Biegłem w jej kierunku jak szalony, nic mnie nie mogło powstrzymać. Serce nie sługa, czułem, że muszę ją poznać. Zaczęliśmy się witać, obwąchiwać, a jej właścicielka okazała się klasową koleżanką Kuby i Marty. Ich rozmowa absolutnie nie kleiła się, na szczęście my, psy, dostarczyliśmy tematów do rozmowy. Niestety, szybko poszli w przeciwne strony, a szkoda. Chętnie pobiegałbym po okolicy z uroczą bokserką, która chociaż o tyle większa i może nawet starsza, wydała mi się przesympatyczna. Kuba był chyba innego zdania o jej właścicielce. Szkoda, że Marta nie ma psa. Cześć, Tobi.