Hau, Przyjaciele!
Najpierw zrozumiałem, że dzisiaj jest święto. Zresztą, podejrzewałem to już wczorajszego wieczoru, gdy zabrakło typowej nerwowej atmosfery, pakowania, zapędzania do spania. Rano, gdy rodzina smacznie spała, a jednostajny deszcze uderzał w parapety, uznałem, że to będzie deszczowe święto. Przytuliłem się do Pauliny i zasnąłem na długie godziny. Potem było niespieszne śniadanie, wesołe rozmowy. Niestety, już około obiadu zaczęły się sprzeczki o dostęp do komputera. I wtedy wpadła do nas rozgorączkowana Jadzia. Opowiedziała, że jest taka strona internetowa, w której podano adresy chorych dzieci czekających na kartki z życzeniami, z dobrym słowem. / www.marzycielskapoczta.pl/ Kuba musiał to wszystkim pokazać, nawet ja się wpychałem. No i energiczne dziewczyny zaraz przystąpiły do działania. Rozłożyły się z kartkami, projektowały, malowały, lepiły, redagowały życzenia, a potem biegały po sąsiadach w poszukiwaniu kopert. Zaraz więc wpadła Michasia, którą dopuściły do kolorowania, a z kolei Pani Maria chciała się zaraz dołoży do kupna znaczków. Podobał mi się ten deszczowy i świąteczny dzień, gdy nie byłem co prawda na dalekim spacerze, ale za to biegałem po mieszkaniach, wszędzie mnie częstowano, dołączano się do akcji. Szkoda, że jutro wraca codzienność. Chociaż nie, pani Maria pójdzie ze mną na pocztę wysłać te listy. Cześć, Tobi.