Hau, Przyjaciele!
Ciężkie dni, pełne chorób i pretensji. Paulina położyła się pierwsza, z czego byłem nawet zadowolony, bo miałem przy kim czuwać, leżałem dzielnie obok tapczanu. No dobra, przyznaję, że gdy rodzice wychodzili do pracy natychmiast wskakiwałem na tapczan i spałem jak suseł, w pełnym poczuciu bezpieczeństwa. Potem rozchorował się Kuba i to już nie było takie proste, bo między rodzeństwem dochodziło do ostrych sporów o dostęp do komputera, o rządzenie telewizyjnym pilotem. Wczoraj Pan wrócił późno z pracy, ledwo mnie pogłaskał i już zaprosił na tapczan. Położyliśmy się przed telewizorem i oświadczyliśmy rodzinie, że do niedzielnego wieczoru nie opuścimy tego miejsca. Kompletnie obaj nie rozumieliśmy, dlaczego Pani natychmiast nie wyraziła entuzjazmu w tej sprawie. Postanowiłem, Panu trochę pomóc i wybrałem się z Panią w sobotni poranek na zakupy. Było mi bardzo przykro, bo rozpadał się deszcz, a ja musiałem tkwić pod sklepami przywiązany do różnych krzaków lub słupków. W dodatku pod mięsnym tuż obok ktoś uwiązał wilczura. Wracałem do domu lekko obrażony. Na szczęście powitał nas zapach pieczonego ciasta. To Paulina poczuła się lepiej i wyżyła się, piekąc pyszną babkę. Pan też nie wytrzymał przed telewizorem, zaproponował to miejsce Pani i mi, a sam zajął się obiadem, zapraszając do kuchni syna. Kichnąłem kilka razy, by i nade mną się użalano, a potem zapadłem z błogi sen. Cześć. Tobi.