Hau, Przyjaciele!
Co za bzdura! Mamy w domu nowego kotka. Tym razem ten wielki błąd popełniła mama Michasi. Podobno dziewczynka marzyła o zwierzątku. No przecież jestem psem bardzo towarzyskim, mogę służyć wielu rodzinom, zaspokoić pragnienie posiadania czworonoga. Nasza stara kocica należąca od prawieków do Pani Marii już ledwo chodzi. Jej życie polega na leżeniu i obserwowaniu świata z parapetu kuchennego okna. Kilka miesięcy temu ktoś sprowadził kotka, ale gdzieś się zawieruszył, co mnie specjalnie nie zmartwiło. No i wczoraj taka piękna niedziela, gdy słońce zaczęło przenikać przez deszczowe chmury, a tu Michasia wniosła do domu kotka. Zaraz się wszyscy zbiegli, podziwiali, głaskali, śmiali się z tego, że tak niemiło na mnie syczy. Ten biały w czarne łapy smarkacz nazywa się głupio Gucio. Udało mi się go wreszcie dopaść, a on wyprężył się niemiło i prychał z wielką złością. Tak bardzo chciałem, by zaczął uciekać. Oj, jak ja bym go pogonił. Paulina porwała go szybko na ręce, ale zdążyłem go trochę powąchać. "Tobi, pamiętaj, że zazdrość to jeden z grzechów głównych."- pouczała mnie Michasia. Hm, zwierzęta nie grzeszą, bo przestrzegają Bożych praw. Moja niechęć do kotów jest może nawet zgodna z naturą, czyli z Boskim prawem. Ale sporo mieszkam z ludźmi, to może obowiązuje mnie i Dekalog? Poza tym, Boże prawo nakazuje mi pilnować obejścia, a ten Gucio należy już do naszej wspólnoty, podobnie jak Funia, którą szanuję i toleruję. Byłem tak zamyślony, że nawet nie zwróciłem uwagi, że kotek wylądował na podłodze i bacznie mnie obserwował. Już nie syczał. Hm, w sumie to mogę się z nim zaprzyjaźnić. Cześć. Tobi