Hau, Przyjaciele!
Lubię ustalony porządek. Nie, nie cieszę się, gdy Pani sprząta i przesadza ze środkami czystości, które kręcą w nosie. Jestem zwolennikiem ustalonego rytmu dnia. A tu dzisiaj od rana zamieszanie. Paulina biegała od 6.00 po mieszkaniu z poszukiwaniu jakiś rajstop. Tak, miałem jedną parę w mojej wiklinowej budce. Kiedyś zostawiła je pod biurkiem, to zawlokłem do siebie, by nie czuć się zbyt samotnym, gdy wszyscy wychodzą z domu. No i podniósł się krzyk, że Tobi pewnie zabiera co się tylko da. W ramach zemsty został wytrzepany mój kocyk. Straciłem przez to kilka skarbów gromadzonych na czarną godzinę. Potem rozpętała się burza na temat róż, kto jakie bierze dla swojej wychowawczyni. Wreszcie poszli, a ja powlokłem się do pokoju Kuby i moje cierpienie zostało wynagrodzone. Obok tapczanu leżał talerzyk z wczorajszą kanapką. Chwyciłem ją w zęby i zakopałem w kocyk. Już nie czuję się tak bezgranicznie biedny. Zasnąłem zadowolony i zbudziłem się dopiero, gdy wpadła Paulina, cała radosna, że występ na Dzień Nauczyciela bardzo się udał, że wobec tego pójdzie ze mną na spacer. Nie dziękuję, w taki deszcze nie skorzystam, wystarczy ogród. Pod wieczór znowu bieganina, bo nabożeństwo różańcowe, a rajstopy się gdzieś zapodziały. Chwyciłem je delikatnie w zęby, bo przecież rzuciła je za kosz w łazience. Musiałem je wytropić, bo inaczej straciłbym starą kanapkę ukrytą w wiklinowej budce. Wykończony tymi emocjami zdrzemnąłem się, gdy rodzinka poszła do kościoła. No i kolejne zaskoczenie, bo długo nie wracali, a to przecież 13 dzień miesiąca i nabożeństwo fatimskie, takie bardzo uroczyste, bo ostatnie w tym roku. Cześć, Tobi