Hau, Przyjaciele!
Od wczoraj pada, okropnie pada, co mi się kompletnie nie podoba. Mój psi instynkt nakazuje mi spać, zakopać się w przytulnej wiklinowej budce i nie wychylać nosa. Ale ludzie kompletnie tego nie rozumieją. Wczoraj Paulina i Kuba pobiegli już rano na ważne zebranie marianek i ministrantów. Mnie nie zabrali, bo zaczął się czas prześladowania psa z powodu brudnych łap. Masakra. Obrażony pobiegałem po ogrodzie, byłem z Panią w sklepie, ale zmokłem. A oni wciąż nie wracali. Gdy wpadli do domu, byli przejęci, bo chłopcy mają jeszcze mnóstwo pracy z prezentacją multimedialną związaną z Dniem Papieskim. Kuba oświadczył, że będą z kolegami pracować nad tym do wieczora. Marianki przygotowały krótkie i bardzo mądre teksty papieskie związane z wolnością, która nie jest samowolą. Rodzina dyskutowała, bo Pani wspomniała coś o domowych obowiązkach, które spadły dzisiaj na nią, bo Pan pojechał do firmy. "Tobi, pomóż mamie"- zawołał do mnie Kuba i pobiegł na plebanię. No więc siedzę z Panią w kuchni, staram się nie drzemać, słucham uważnie jej komentarzy na temat wolności każdej matki. Kompletnie nie rozumiem, o co Pani chodzi. Gdybym ja potrafił otwierać lodówkę, smażyć, gotować i piec, to chyba bym z kuchni nie wychodził. Ale ludzie są dziwni. Dlatego papież musi im wszystko tłumaczyć. Cześć. Tobi.