Hau, Przyjaciele!
Uczciliśmy godnie Dzień Matki. Nawet udało mi się czule polizać Panią w policzek, chociaż się bardzo broniła. Wczoraj dowiedziałem się, że nadchodzi kolejne święto- Dzień Dziecka. Przekomarzania zaczęły się przy kolacji. "Jakie macie dla nas niespodzianki?"- spytała przymilnie Paulina. "Chyba żartujesz- żachnął się Pan.- przecież kilka razy na dzień uświadamiacie nam, że już nie jesteście dziećmi. Z tego prosty wniosek, że to nie wasze święto." Zaczęły się wesołe dyskusje, ale zupełną radość wprowadzili babcia i dziadek. Wpadli nagle bez zapowiedzi, z symbolicznymi prezentami. I to nie tylko dla wnuków, ale także dla swoich dzieci, którzy mają już sporo lat. Robili wieczorny obchód po rodzinie, bo w niedzielę wybierają się na pielgrzymkę. Ledwie drzwi się za nimi zamknęły, a Paulina po raz drugi zaatakowała rodziców. "No, to jak? Wy jesteście bardzo dorośli, a rodzice o was pamiętali, więc czekamy na niespodzianki." Przy stole było coraz weselej, coraz głośniej, wreszcie się rozszczekałem, bo w zasadzie i ja się czuję dzieckiem. Zresztą, "wszyscy jesteśmy Dziećmi Bożymi"- stwierdziła Pani, więc wybieramy się jutro do lasu. Nawet, jeśli będzie padać. Bo nasza rodzina uwielbia las, a każdy znajduje w nim coś zupełnie innego. Moim zdaniem ja korzystam najwięcej z takich wypraw, ale nie muszą o tym wiedziec, nie chcę być zarozumiały. Cześć. Tobi.