Hau, Przyjaciele!
Nasza kotka rośnie i chce coraz więcej czasu spędzać na dworze. Siedzi przed malutkim okienkiem w łazience i miauczy. Bardzo mnie to denerwuje. Za każdym razem ktoś inny lituje się nad nią, ułatwia jej wyjście. Wtedy ona wraca po kilku minutach, ale gdy tylko zamyka się okno, ta na nowo staje i błaga, by mogła wyjść. Próbowałem kilka razy solidnie ją chłapnąć, wytarmosić, ale zręcznie mi umyka. Mam wrażenie, że nawet ja w chwilach w chwilach największych zauroczeń w Sabie, Milce lub Alfie, nie byłem tak męczący. Lecz przy obiedzie Paulina sprawiła mi przykrość, mówiąc; "Tobi, nasza Mała Czarna zachowuje się jak zakochany kundel, chociaż o ile pamiętam, ty byłeś bardziej męczący." Aż przysiadłem z oburzenia. Ja zamęczałem rodzinę prośbami o wyjście? Zupełnie tego nie pamiętam. Zakochany Kuba to był problem. Zacząłem to wspominać, lecz miauczenie kotki przerwało rozmowę rodzeństwa. Mała Czarna siedziała na parapecie okienka z niewinną minką. A wywołała długą i bardzo burzliwą dyskusję na temat drzazgi w oku brata i belki we własnym. No, ale mnie to chyba nie dotyczy, ja jestem piesek idealny. Cześć, Tobi.