Hau, Przyjaciele!
Rodzice wyszli rano do pracy, a dzieci tylko powierciły się pod kołdrami, mocniej nakryły i zapadły w długi sen. Pan ze mną łaskawie wyszedł wczesnym rankiem, więc chętnie zapadłem w słodką drzemkę. Po wielu godzinach, ociągając się i ziewając wstali, ale wnet wstąpiła w oboje energia, bo jeden SMS gonił drugi. Wreszcie Kuba rozsiadł się na gadu, a do Pauliny przyszła Jadzia. Tak długo jęczałem i błagałem o wyjście, że zlitowały się wreszcie nade mną. No, niezbyt się wysiliły, bo doszliśmy "aż" do plebanii. Rozsiadły się z księdzem Wojtkiem i błagały, by pozwolił na coś szóstoklasistkom. Ale ksiądz tylko żartował i kręcił przecząco głową. "Jeszcze się dość w życiu natańczycie"- przekonywał. Lekko urażone wyszły ze mną na daleki spacer. Byłem zbyt zajęty węszeniem śladów, by wysłuchiwać ich opinii na temat traktowania takich nastolatek jak one. Ale potem dzwoniły i esemesowały tak długo, że w świetnych humorach wracały do domu. Coś tam usłyszałem, że mogą być razem w naszym mieszkaniu, że mogą zaprosić dwie koleżanki, że mogą coś tam przygotować. Tylko zupełnie nie rozumiem, po co? Przecież już po świętach. Cześć. Tobi.