Hau, Przyjaciele!
Zabawa ze św. Mikołajem trwa nadal. Rano pojechaliśmy do dziadków, gdzie też ten tajemniczy święty biskup był, chociaż nie wyczułem żadnych śladów. Dla Babci i Dziadka zostawił u nas paczuszki. Hm, to bardzo podejrzana sprawa. Bo jak to możliwe, że ja nagle, z dnia na dzień, straciłem węch? Najdziwniejsze, że sytuacja powtórzyła się u cioci Basi, gdzie spotkała się cała rodzina i było bardzo wesoło. Paczki zebrane przez dzieci ledwo mieściły się w bagażniku. Pan chciał, abym biegł za samochodem, bo tyle wyżebrałem jedzenia, że pewnie przekroczyłem wszelkie normy dla mojej rasy. Nie chcę być złośliwy, ale ja Pana obserwowałem i nie zauważyłem, by powstrzymywał swoje łakomstwo. Ale najważniesze, że w dobrych humorach wróciliśmy do domu. Paulina i Pani poszły jeszcze zobaczyć jak mały Filipek jest kąpany, a mnie nie wzięły. Ale nie narzekam, bo jestem dzisiaj jakoś ociężały. Cześć. Tobi.